Wypadek uchwycony na gorąco

Film "Pożar zapałczarni" braci Antoniego i Władysława Krzemińskich

16 czerwca 1913 roku w częstochowskiej fabryce zapałek wybuchł pożar. Na miejscu zjawiła się nie tylko ekipa strażacka, lecz także… operator z kamerą. Właśnie wtedy powstał jeden z najstarszych zachowanych do dziś polskich reportaży filmowych.

 

Autorami filmu byli bracia Antoni i Władysław Krzemińscy, należący do grona pionierów polskiej kinematografii. Prowadzeniem kin i kręceniem filmów zajmowali się niemal od początku XX wieku. W 1909 roku osiedli w Częstochowie, gdzie założyli kino Odeon. Poza filmami sprowadzanymi z kraju i z zagranicy wyświetlali w nim również własne kroniki filmowe, ukazujące bieżące wydarzenia z życia Częstochowy i okolic. Wkrótce po tym, jak w mieście działo się coś ważnego, widzowie mogli zobaczyć w Odeonie relację filmową. Pożar zapałczarni trafił na ekrany bardzo szybko – gotowy materiał był wyświetlany już 18 czerwca, zaledwie dwa dni po zajściu.

Plansza tytułowa filmu, dzięki uprzejmości autora

Na unikatowym filmie sprzed ponad stu lat możemy zobaczyć akcję gaszenia pożaru zabudowań. Widzimy grupę strażaków, którzy przedostają się przez mur otaczający teren fabryki i gaszą płonące dachy budynków. Następnie są ukazane wciąż tlące się wnętrza pomieszczeń fabrycznych. W pewnym momencie kamera zmienia kierunek i pokazuje sąsiadujące z fabryką bocznice kolejowe. Na koniec jesteśmy świadkami, jak strażacy opuszczają ugaszone budynki i sprzątają swój sprzęt.

Film powstał w czasach zaborów, więc napisy na planszy tytułowej, zgodnie z obowiązującymi wówczas zasadami, zostały podane w dwóch językach: rosyjskim i polskim. Wskazano również dwie daty: 3 czerwca (według stosowanego w Rosji kalendarza juliańskiego) i 16 czerwca (według kalendarza gregoriańskiego).

Fragment oryginalnej taśmy z 1913 roku, dzięki uprzejmości autora

Niektóre fragmenty filmu są niewyraźne. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtych czasach kręcenie filmu, zwłaszcza w tak niesprzyjających warunkach, wymagało ogromnego wysiłku. Taśmy filmowe nie były jeszcze tak czułe, jak w późniejszych latach, więc do kręcenia filmu potrzebowano bardzo dobrego oświetlenia. Dlatego też plany ogólne, realizowane na świeżym powietrzu przy świetle słonecznym, wyszły bardzo wyraźnie, natomiast sceny we wnętrzach spalonej fabryki są ciemne i częściowo nieczytelne.

Pożar zapałczarni braci Antoniego i Władysława Krzemińskich, 1913 rok, źródło: Youtube

W tym wypadku filmowanie okazało się nie tylko trudne, lecz także niezwykle ryzykowne. Stosowana wówczas taśma filmowa była bardzo łatwopalna. Do jej zapłonu wystarczyła wysoka temperatura. Niejednokrotnie w kinach wybuchały pożary spowodowane zapaleniem się filmu od zbyt mocno nagrzanej lampy projektora. Ze względu na swój skład chemiczny taśma paliła się kilka razy szybciej niż papier, a jej ugaszenie właściwie nie było możliwe – nitroceluloza, z której ówcześnie produkowano filmy, płonie nawet pod wodą.

Ogłoszenie prasowe, „Goniec Częstochowski”, 1913, nr 164, s. 1

Wchodzenie z kamerą, a co za tym idzie, także z zapasem taśmy filmowej w niedogaszone zgliszcza fabryki wiązało się z dużym ryzykiem zapalenia się taśmy. Groziło to nie tylko uszczerbkiem na zdrowiu, lecz także zniszczeniem kosztownego sprzętu. Można się spierać, czy wyczyn operatora był heroiczny, czy lekkomyślny, jednak to właśnie dzięki niemu powstał unikatowy zapis tego wydarzenia.

Do naszych czasów zachowała się oryginalna kopia pokazowa z 1913 roku. To właśnie ta taśma ponad sto lat temu wyszła spod rąk braci Krzemińskich.

Dziś Pożar zapałczarni to jeden z najstarszych zachowanych polskich reportaży dokumentalnych.

Michał Pieńkowski

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Prawie jak morze. Film "Morze Wileńskie" Jakuba Joniłowicza

Kraków płonie!
Śnieżne szaleństwo na srebrnym ekranie. Film Adama Krzeptowskiego "Wiosna narciarzy"