Debiutantka z prowincji bierze literacką Warszawę szturmem. Wydany przez dziewiętnastolatkę tomik poezji z miejsca zostaje okrzyknięty fenomenem. Kim była Zuzanna Ginczanka nazywana „Tuwimem w spódnicy”?
Zrób koszulę z fragmentami poezji Zuzanny Ginczanki!
Zobacz jak zrobić przyprasowankę: film z instrukcją
Przyszła na świat w Kijowie w 1917 roku jako Zuzanna Polina Gincburg. Sankę – jak nazywano ją w dzieciństwie – wychowywała babka. Dziewczyna dorastała w Równem, prowincjonalnym miasteczku na Kresach. Bardzo szybko odkryła, kim chce zostać w przyszłości: poetką. Jako ośmiolatka napisała balladę, jako dziesięciolatka – pierwsze wiersze, potem zaczęła publikować w szkolnej gazetce. Potwierdzeniem jej talentu stało się wyróżnienie w Turnieju Młodych Poetów organizowanym przez „Wiadomości Literackie”, popularne czasopismo związane z kręgiem Skamandrytów. Sanka miała wtedy siedemnaście lat. Swój utwór podpisała już spolszczoną wersją nazwiska: Ginczanka.
Zuzanna Ginczanka w Równem, 1934, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, licencja CC BY, źródło: Culture.pl
Z małomiasteczkowej rzeczywistości Zuzanna uciekła tuż po maturze. Kierunek? Oczywiście Warszawa. To tam toczyły się najważniejsze dyskusje literackie, tam miały redakcje cenione czasopisma, tam pulsowało życie artystyczne II Rzeczypospolitej. Debiutowi młodej poetki w stolicy patronował sam Julian Tuwim. Połączyły ich nie tylko literacka wrażliwość, lecz także żydowskie korzenie. Pisanie w języku polskim było bowiem świadomym – i wcale nie najprostszym – wyborem poetki. Pochodziła z rodziny zasymilowanych Żydów, którzy opuścili Rosję po wybuchu rewolucji październikowej. W domu mówiło się więc po rosyjsku, a Ginczanka nie miała nawet obywatelstwa polskiego – jedynie dokument tożsamości wydawany bezpaństwowcom, nazywany paszportem nansenowskim.
Tytułowy wiersz z tomu O centaurach Zuzanny Ginczanki, Warszawa 1939, Biblioteka Narodowa, licencja PD, źródło: Polona
W 1936 roku ukazał się pierwszy tom poezji Ginczanki, zatytułowany O centaurach – jak się później okazało, jej jedyny zbiór wierszy wydany przed wojną. „W tym fenomenie poetyckim, jakim, zdaniem naszym, jest młodziutka, z dalekiej prowincji przybyła Ginczanka, najbardziej uderza krytyka trafność, celność i giętkość własnego naw skroś języka; język ten lśni, […] jest jak gdyby podatny i uchwytny palcom, jest materialnie dotykalny, podobnie, jak to bywa w prozie Marii Kuncewiczowej, raz po raz przebiegają go zimne, jedwabiste dreszcze, niby smugi, cieniujące atłas” – zachwycał się krytyk dziennika „Czas”.
Zuzanna Ginczanka, 1938, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, licencja CC BY, źródło: Polona/Blog
Dziewiętnastoletnia Ginczanka w wielu utworach eksplorowała kobiecą namiętność, zmysłowość, cielesność. Dopełnienia tego rysu twórczości doszukiwano się w egzotycznej urodzie Zuzanny. Znajomi zachwycali się jej hipnotyzującymi oczami (podobno każde miało nieco inny kolor) i porównywali ją do bohaterki biblijnej Pieśni nad Pieśniami. Młoda poetka stała się gwiazdą warszawskiego życia literackiego, w słynnej kawiarni Ziemiańska przesiadywała przy stoliku z Witoldem Gombrowiczem. Równocześnie to oczarowanie Ginczanką zamykało ją w stereotypie pięknej Żydówki i skłaniało do postrzegania jej doskonałej poezji przez pryzmat urody.
Zuzanna Ginczanka, Maj 1939, „Wiadomości Literackie”, 1939, nr 28, Uniwersytet Jagielloński, licencja CC BY, źródło: Małopolska Biblioteka Cyfrowa
Wygląd Zuzanny nie ułatwiał jej życia w stolicy w coraz bardziej napiętej atmosferze lat trzydziestych, a stał się przekleństwem w czasie wojny. Ginczanka studiowała pedagogikę na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie Żydzi musieli mierzyć się z brutalnymi atakami endeckich bojówek. Bronią poetki były satyryczne utwory wymierzone przeciwko antysemityzmowi i totalitaryzmom rosnącym w Europie w siłę. Na łamach czasopisma „Szpilki” publikowała gorzko kpiące wiersze, ale w jej twórczości znalazł odbicie także melancholijny katastrofizm. W ostatnim opublikowanym przed wojną wierszu Maj 1939 pisała:
„Raz wzbiera we mnie nadzieja,
raz jestem niespokojna.
Zbyt wiele rzeczy się dzieje –
coś przyjdzie: miłość lub wojna.
Są znaki, że przyjdzie wojna:
komety, orędzia mowy.
Są znaki, że przyjdzie miłość:
serce, zawroty głowy”.
Utwór ukazał się 2 lipca 1939 roku na pierwszej stronie „Wiadomości Literackich”. Dwa miesiące później naprawdę przyszła wojna. Ginczanka ukrywała się dłuższy czas we Lwowie, ale zadenuncjowała ją dozorczyni kamienicy. Udało się jej uciec i znaleźć schronienie w Krakowie. Tam na pomiętej kartce zapisała wiersz-oskarżenie Non omnis moriar, przesiąknięty przeczuciem nadchodzącej śmierci.
„Non omnis moriar – moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym.
Bliscy moi – nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze –
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury prutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przerobi”.
Poetka rzeczywiście nie uszła przed kolejnym aresztowaniem. Zginęła w wieku dwudziestu siedmiu lat, w 1944 roku rozstrzelana przez Niemców.
Zuzanna Ginczanka, 1938, Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, licencja CC BY, źródło: Culture.pl
Jej ostatni utwór został opublikowany już w 1946 roku w czasopiśmie „Odrodzenie”. Obok zeznań przyjaciół, którzy przeżyli wojnę, stał się dowodem w procesie sądowym lwowskiej donosicielki.
Karolina Dzimira-Zarzycka
Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU