Gdy piętnastoletni Jan Matejko stanął przed najnowszym obrazem Henryka Rodakowskiego, nie mógł złapać tchu ani znaleźć odpowiednich słów. Tylko wskazywał ręką kolejne fragmenty dzieła, oniemiały w zdumieniu. Była jesień 1853 roku, a w Krakowie wystawiono właśnie "Portret matki".
Wcześniej podobny zachwyt przeżyli znawcy sztuki w Paryżu. W kwietniu w pracowni Rodakowskiego portret oglądał Eugène Delacroix, autor słynnego obrazu Wolność wiodąca lud na barykady. Na kartach dziennika zapisał: „Widziałem prawdziwe arcydzieło”. Niebawem płótno pokazano na Salonie. Polska prasa z dumą przytaczała słowa francuskich krytyków, którzy nie szczędzili artyście pochwał. Jego nazwisko było już zresztą nad Sekwaną dobrze znane. Rok wcześniej Rodakowski zdobył na Salonie złoty medal I klasy za Portret generała Henryka Dembińskiego.
Henryk Rodakowski, Portret matki, 1853, Muzeum Sztuki w Łodzi, licencja PD, źródło: Wikimedia Commons
Maria z Singerów Rodakowska pozowała synowi na początku 1853 roku, gdy artysta odwiedził rodzinny Lwów. Rodakowski stworzył oszczędny w wyrazie, kameralny portret, który porównywano do dzieł holenderskich czy flamandzkich mistrzów baroku. Czarna aksamitna suknia kobiety i zarzucony na lśniące włosy welon – zapewne znak żałoby po mężu, który zmarł niecałe dwa lata wcześniej – stapiają się z ciemnym, jednolitym tłem. Miękkie światło wydobywa z półmroku jedynie kluczowe dla portretu elementy, a więc twarz i dłonie. Jasną karnację o ciepłym odcieniu podkreśla jeszcze kremowa koronka ozdabiająca kołnierzyk i wyłogi rękawów.
Henryk Rodakowski, Autoportret przy sztaludze, 1858, Muzeum Narodowe w Krakowie, licencja PD, źródło: Zbiory Cyfrowe MNK
Na obrazie widzimy lekko uśmiechniętą, pogodną kobietę u progu starości (Rodakowska miała wtedy 59 lat). Nieznacznie przechyliła głowę i splotła delikatne dłonie, jakby tylko na chwilę przystając przed sztalugą. Zdaje się z cierpliwością i uczuciem patrzeć na syna pracującego w skupieniu nad jej portretem. Widać, że Rodakowski starał się nie tylko szczegółowo odtworzyć wygląd matki, lecz także oddać rys jej charakteru, szukając równowagi pomiędzy naturalistyczną podobizną a studium psychologicznym. W swoim malarstwie pragnął znaleźć właśnie „złoty środek” (francuski juste milieu), czyli harmonię między wpływami klasycyzmu, realizmu a romantyzmu.
Henryk Rodakowski, Portret Pawła Rodakowskiego, ojca artysty, 1850, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: Cyfrowe MNW
Pomimo zagranicznych sukcesów kariera Rodakowskiego rozwijała się w oderwaniu od polskiego środowiska artystycznego. Najpierw kształcił się w pracowniach malarskich w Wiedniu, gdzie zgodnie z wolą ojca, lwowskiego adwokata, studiował prawo. W 1846 roku rozpoczął naukę w Paryżu, pod okiem francuskiego artysty Léona Cognieta. Paryscy krytycy nierzadko zaliczali jego obrazy do malarstwa francuskiego. A portrety, nawet tak chwalone i doceniane, w hierarchii gatunków wciąż stały niżej niż malarstwo historyczne. Choć Rodakowski kilka razy starał się zmierzyć z ukazaniem sceny z dziejów Polski, efekty nie były tak porywające, jak w przypadku twórczości Matejki.
Henryk Rodakowski, Wojna kokosza, 1872, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: Cyfrowe MNW
Poza tym Rodakowski obracał się w kosmopolitycznym towarzystwie. Poślubiwszy Austriaczkę, w domu posługiwał się francuskim i niemieckim. Sam po polsku lepiej mówił, niż pisał. Przodkowie jego matki, Singerowie, byli niemieckimi kupcami, a dwaj bracia artysty robili karierę w armii austriackiej. Równocześnie Rodakowski dbał o związki z kulturą ojczystą. W 1867 roku postanowił wraz z żoną opuścić Francję, by jego dzieci dostały polskie wychowanie w rodzinnej Galicji. Wkrótce na dłużej osiadł we Lwowie, potem wybudował dwór w pobliskich Bortnikach. Uwieńczeniem tego galicyjskiego etapu miało być objęcie po śmierci Matejki kierownictwa nad Szkołą Sztuk Pięknych w Krakowie. W grudniu 1894 roku Rodakowski otrzymał nominację, ale kilka dni później zmarł.
Henryk Rodakowski, Portret Babetty Singer, ciotki artysty, 1863, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: Cyfrowe MNW
Artysta zawsze chętnie malował „portreta familijne”, jak sam określił podobizny najbliższych w spisanym pokrótce życiorysie. Właśnie te prywatne, osobiste wizerunki należały do najbardziej cenionych przez krytykę. Malarz pracował nad nimi powoli, sumiennie, z namysłem. Antoni Sygietyński w 1895 roku wspominał na łamach „Kuriera Warszawskiego”, że aby stworzyć dobry portret, Rodakowski potrzebował aż „około trzydziestu posiedzeń i to po cztery do pięciu godzin każde”. Nigdzie się nie śpieszył. Małżeństwo z zamożną wdową sprawiło, że wcale nie musiał utrzymywać się z malarstwa.
Henryk Rodakowski, Portret żony, 1865, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: Cyfrowe MNW
Portret matki – nie tylko znakomite dzieło, ale i rodzinna pamiątka – nigdy nie został przez artystę sprzedany. Niedługo po namalowaniu, w 1855 roku, znalazł się wśród obrazów, pokazanych przez Rodakowskiego na wystawie powszechnej w Paryżu, za które nagrodzono go złotym medalem III klasy. Później portret można było oglądać między innymi na wystawie powszechnej w Wiedniu w 1873 roku oraz na Powszechnej Wystawie Krajowej we Lwowie w 1894 roku. W 1937 roku dzieło zostało zakupione do kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi bezpośrednio od syna artysty, Zygmunta Rodakowskiego.
Karolina Dzimira-Zarzycka
Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU