Sukcesy Wehrmachtu w początkowym okresie II wojny światowej wiązały się z nowatorskim użyciem lotnictwa i broni pancernej. Dodatkowo Niemcy osiągnęli nad swoimi przeciwnikami przewagę technologiczną. Uwidoczniła się ona także podczas kampanii wrześniowej 1939 roku, zwłaszcza w odniesieniu do lotnictwa. Jednak mimo doskonałych parametrów własnych maszyn lotnicy Luftwaffe nie mogli się czuć nad Polską bezkarni. Nasi piloci byli gotowi do walki. Przypominają o tym szczątki niemieckiego bombowca Heinkel He-111 w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Stanisław Skalski, jeden z najsłynniejszych polskich pilotów, napisał, że „Żaden chyba pilot myśliwski w czasie trwania gigantycznych zmagań drugiej wojny światowej nie walczył w warunkach tak trudnych, w jakich walczyli i odnosili zwycięstwa polscy piloci myśliwscy w czasie kampanii wrześniowej”. Potędze Luftwaffe przeciwstawiliśmy około 150 samolotów myśliwskich, głównie P.11c. Opracowano je w Polskich Zakładach Lotniczych na początku lat trzydziestych. Wówczas były to jedne z najnowocześniejszych maszyn na świecie. Wyróżniał je oryginalny układ płata przypominający skrzydła mewy. Ojcem tego projektu był inżynier Zygmunt Puławski, stąd też wzięła się nazwa tej konstrukcji: płat Puławskiego lub płat polski.
Szczątki niemieckiego Heinkla He-111 zestrzelonego 1 września 1939 roku przez pilotów Brygady Pościgowej, Muzeum Wojska Polskiego
Dzięki takiemu rozwiązaniu oraz szeregowi innych technologicznych nowinek, a także znakomitym licencyjnym silnikom Bristol Mercury, „jedenastka” wyróżniała się doskonałymi osiągami i dużą zdolnością do wykonywania szybkich manewrów połączonych z akrobacją powietrzną. Niestety rozwój konstrukcji lotniczych postępował bardzo szybko i parę lat później P.11c wyraźnie się zestarzał. Ponieważ do wybuchu wojny nie zdołano opracować następcy, we wrześniu 1939 roku przestarzałe „pezetelki” stawiły czoło samolotom zupełnie innej generacji. Najgroźniejszym z nich był Messerschmitt Bf-109, myśliwiec o całkowicie metalowej konstrukcji, dużo szybszy i znacznie lepiej uzbrojony od P.11c. Co gorsza, nasze maszyny ustępowały także niemieckim bombowcom, zwłaszcza najnowocześniejszemu z nich – Heinklowi He-111.
Samoloty P.11 na polowym lotnisku; wrzesień 1939 roku, Muzeum Wojska Polskiego
Mimo przewagi Niemców nasi piloci nie byli pozbawieni szans. Zdeterminowani i doskonale wyszkoleni potrafili wydobyć z leciwych „pezetelek” wszystko co najlepsze. Dobre właściwości manewrowe okazywały się czasami kluczowe w walkach na bliskim dystansie. Nieba nad stolicą strzegła Brygada Pościgowa z ponad 50 samolotami P.11c i starszymi P.7. Była podporządkowana Naczelnemu Wodzowi, a jej dwa dywizjony rozlokowano na podwarszawskich lotniskach polowych. 1 września we wczesnych godzinach rannych ruszyła wyprawa bombowa 80 maszyn Luftwaffe. Piloci Brygady nie dali się zaskoczyć. Był wśród nich porucznik Aleksander Gabszewicz, oficer taktyczno-operacyjny IV dywizjonu. Wraz ze swoim skrzydłowym, kapralem Andrzejem Niewiarą, dopadł jeden z Heinkli na północ od Warszawy. „Pilot skręca w lewo i idzie w dół. Leci tak wolno, że już bez trudu go doganiam – relacjonował Gabszewicz – Strzelec niemiecki wciąż się broni. Naraz milknie. Doganiam Heinkla i widzę, że lufa karabinu maszynowego na ogonie sterczy nieruchomo w górę. Widzę strzelca – głowa oparta o prawą burtę. Niewiara jest przy mnie, on też atakuje i od czasu do czasu posyła serie pocisków”.Polakom skończyła się amunicja, ale okaleczony He-111 nie zdołał już uciec. Maszyna rozbiła się koło Ciechanowa. Należała do 5 Eskadry 1 Pułku Szkolnego ze składu 1 Floty Powietrznej Luftwaffe. Zestrzelenie zaliczono obu pilotom po połowie. 2 września Gabszewicz pojechał taksówką na miejsce upadku bombowca i zabrał z wrakowiska wyciętą blachę z krzyżem oraz pokładowy karabin maszynowy. Trofeum zawiózł do Warszawy do mieszkania rodziców przy ulicy Chmielnej 29.
P.11c – jedyny zachowany na świecie samolot myśliwski przedwojennego lotnictwa wojskowego. We wrześniu 1939 roku maszyna walczyła w składzie krakowskiej 121 Eskadry, Muzeum Lotnictwa w Krakowie, fot. Michał Mackiewicz
Wobec upadku Polski Gabszewicz przedostał się do Francji i tam kontynuował walkę, zestrzeliwując w 1940 roku kolejnego He-111. Następne niemieckie samoloty padły jego łupem już w Wielkiej Brytanii. Wojnę zakończył mając na koncie dziewięć pewnych zwycięstw. Jako pierwszy polski lotnik został odznaczony przez Naczelnego Wodza Krzyżem Złotym Orderu Wojennego Virtuti Militari. A jakie były losy niezwykłego trofeum? W czasie okupacji rodzina pilota, w obawie przed zemstą Niemców, pocięła je na kawałki i zakopała w piwnicy przy Chmielnej. Dom spłonął w czasie powstania, ale bezcenna pamiątka ocalała. Wydobyta ze skrytki zaraz po wojnie, została przekazana do muzeum w 1960 roku.
Heinkel He-111 – hiszpańska wersja jednego z najsłynniejszych bombowców w historii, Muzeum Wojskowo-Historyczne Bundeswehry – lotnisko Berlin-Gatow (Niemcy), fot. Michał Mackiewicz
Historycy wciąż się spierają, czy Heinkel Gabszewicza i Niewiary był pierwszym niemieckim samolotem zestrzelonym w czasie II wojny światowej. Niezależnie od tego szczątki z Muzeum Wojska Polskiego stanowią namacalne świadectwo kunsztu naszych pilotów, adeptów słynnej dęblińskiej Szkoły Orląt.
Michał Mackiewicz
Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU