Pomimo bogatych tradycji militarnych dawna Rzeczpospolita była zmuszona kupować większość broni za granicą. Rzemieślnicze metody produkcji nie pozwalały na wyekwipowanie nielicznej armii. Troszczył się o to ostatni król Polski, Stanisław August Poniatowski, który zainicjował i sfinansował budowę pierwszej państwowej manufaktury zbrojeniowej. Tam właśnie produkowano pod koniec XVIII wieku sztucery skałkowe, które były używane między innymi podczas powstania kościuszkowskiego. Jeden z nich stanowi ozdobę kolekcji broni palnej w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Budowa kozienickiej fabryki wpisywała się w reformatorskie projekty króla, z których rozbudowa armii stałej okazała się jedną z najważniejszych. Wojsko należało wyposażyć, tymczasem zakupy za granicą były niekorzystne finansowo, wątpliwe w odniesieniu do jakości oferowanej broni, a nade wszystko niewskazane ze strategicznego punktu widzenia. Uniezależnienie się od importu stanowiło więc krok nader roztropny. Wybór Kozienic nie był przypadkowy. Miasto, otoczone rozległymi kompleksami leśnymi, leżało w dobrach królewskich. Drewno stanowiło nie tylko budulec, ale też paliwo i materiał do produkcji. Rzeka Zagożdżonka zapewniała źródło energii. Budowę wytwórni rozpoczęto w 1788 roku i wkrótce, dzięki pracy specjalistów z zachodniej Europy, przystąpiono do produkcji broni.
Olbrzymi wkład w królewskie przedsięwzięcie wniósł dyrektor zakładu, Andrzej Kownacki. Manufaktura była na gruncie polskim projektem niemal pionierskim, ponieważ poza nią funkcjonowała jeszcze tylko jedna – prywatna wytwórnia w Końskich. Przez krótki czas istnienia, w sumie nieco ponad pięć lat, a więc do chwili zniszczenia przez Rosjan w 1794 roku, królewska wytwórnia borykała się z szeregiem problemów, a skala produkcji była niewielka. Szacuje się, że w szczytowym okresie wynosiła tysiąc sztuk broni palnej rocznie, przede wszystkim wojskowej, a więc skałkowych karabinów piechoty i karabinków dla jazdy. Żaden z nich nie zachował się do naszych czasów, a jedyna wojskowa broń pochodząca z kozienickiej wytwórni to tytułowy sztucer.
Zbliżenie zamka skałkowego sztucera kozienickiego, fot. Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
W czasach stanisławowskich podstawowym orężem żołnierza piechoty był karabin z bagnetem. Długi i ciężki, miał lufę o gładkim przewodzie, wskutek czego zarówno precyzja, jak i zasięg strzału pozostawiały wiele do życzenia. Piechurzy nie musieli zresztą strzelać celnie, mieli to robić na komendę, a kluczem do sukcesu były szybkie ładowanie i ogień salwą.
Sygnatury na dennej części lufy: numer broni, herb Rzeczypospolitej oraz nazwa wytwórni, fot. Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
W niektórych armiach, poza walczącą w zwartym szyku piechotą liniową, tworzono elitarne formacje strzelców uzbrojonych w krótkie gwintowane karabiny – sztucery. Ładowało się je o wiele wolniej niż karabiny gładkolufowe, ponieważ ołowianą kulę należało owinąć w naoliwioną szmatkę (flejtuch) i wbić w ciasny przewód lufy tak, aby ściśle przylegała do jej ścianek. Jednak dzięki gwintowi pocisk uzyskiwał po strzale ruch obrotowy wpływający na zwiększenie zasięgu i celności. Walczący w luźnym szyku strzelcy, bardzo często byli myśliwi lub gajowi, prowadzili precyzyjny ogień do wybranych celów (na przykład oficerów, kanonierów), dezorganizując przeciwnika. Formację taką postanowiono utworzyć także u nas w dobie Sejmu Wielkiego. To właśnie dla niej wyprodukowano sztucer.
Strzelec Regimentu 1 Buławy Wielkiej Wielkiego Księstwa Litewskiego z okresu wojny polsko-rosyjskiej 1792 roku, uzbrojenie stanowi gwintowany sztucer, za pasem zatknięty skałkowy pistolet. Tradycyjną barwą strzelców większości armii był kolor zielony. Akwarela z epoki, malarz Józef Harasimowicz, zbiory Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
Ma on lufę grubościenną, gwintowaną, kalibru 16,4 milimetrów, z zewnątrz ośmiogranną w przekroju. Na części wylotowej znajduje się muszka, a z tyłu regulowany celownik, którego były pozbawione gładkolufowe karabiny piechoty. Zamek skałkowy posiada esowaty kurek ze szczękami dla skałki i stalową panewkę do podsypania prochu. Mechanizm spustowy wyposażono w przyspiesznik, a stalowy kabłąk spustu wyprofilowano dla lepszego chwytu. Drewnianą osadę (kolba i łoże) wykonano z drewna grabowego. Na kolbie znajduje się specjalne wyżłobienie – tak zwany przykład policzkowy dla wygodniejszego złożenia się do strzału, a w jej wnętrzu zamykany zasuwką pojemnik na zapasowe skałki i flejtuchy. Łoże posiada od spodu wydrążony kanał na stalowy stempel służący do przybijania ładunku. Na tylnej części lufy widnieją numer broni „No-87”, dwupolowy herb Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a także sygnatura fabryki: „Z KOZIENIC”. Na kolbie wyryto imię i nazwisko Józef Borzęcki, należące zapewne do strzelca. Masa sztucera wynosi 3,87 kilogramów, a długość – 111 centymetrów.
Polscy strzelcy w trakcie bitwy pod Racławicami. W przeciwieństwie do piechoty liniowej walczą oni w szyku luźnym, osłaniając ogniem pozostałych żołnierzy regimentu. W tym wypadku, z powodu braku broni gwintowanej, uzbrojenie stanowią zwykłe gładkolufowe karabiny z bagnetami. Wojciech Kossak, Jan Styka, Panorama Racławicka, fragment, fot. Michał Mackiewicz
Strzelcy uzbrojeni w gwintowane sztucery wzięli udział w wojnie polsko-rosyjskiej 1792 roku toczonej w obronie Konstytucji 3 maja. Nie zabrakło ich także podczas insurekcji 1794 roku. Inicjatorem tworzenia takich oddziałów był sam naczelnik Tadeusz Kościuszko, który podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych zetknął się z amerykańskimi strzelcami dziesiątkującymi Anglików za pomocą gwintowanych sztucerów – tak zwanych Kentucky Rifle.
Sztucer z Kozienic wystawia doskonałe świadectwo pierwszej polskiej manufakturze zbrojeniowej. Broń jest składna, wyróżnia się doskonałą jakością wykonania i jak twierdzą znawcy tematu, „dobrze leży w ręku”. To unikat nad unikatami – jedyna zachowana regulaminowa broń armii I Rzeczypospolitej.
Michał Mackiewicz