Uwolnić od bólu czy doprowadzić do śmiechu?

Aparaty do narkozy ze zbiorów Muzeum Historii Medycyny i Farmacji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku

Ból podczas zabiegów chirurgicznych stanowił od zawsze barierę trudną do pokonania. Rozwiązań szukano w rozmaitych ziołach lub w alkoholu. Bywało, że środki znieczulające zanim trafiły na sale operacyjne, najpierw stanowiły atrakcję spotkań towarzyskich. W połowie XIX wieku pojawiły się preparaty i urządzenia, które przyniosły ulgę chorym i ułatwiły pracę lekarzom.

 

Anaisthĕsía w języku starogreckim oznacza nieczułość na ból. Anestezjologia narodziła się jednak dość późno, bo dopiero w XIX wieku, powodując radość pacjentów, którzy nie odczuwali bólu, jak też i chirurgów, którzy mogli swobodnie operować. Nie oznacza to, że wcześniej nie wykonywano zabiegów chirurgicznych. Chirurgia bowiem jest jedną z najstarszych dziedzin medycyny. Znieczulenie uzyskiwano po podaniu pacjentowi najczęściej opium lub mandragory. Zalecał to zarówno w starożytności Hipokrates, jak i w średniowieczu Hugo de Lucca. Dawni pacjenci wdychali substancję, którą były nasączone gąbki przykładane przed zabiegiem do nosa i ust. Preparaty do usypiania na bazie opium szeroko stosowano w chirurgii do XIX wieku. Wykorzystywano także alkohol oraz między innymi hipnozę.

Maska Schimmelbuscha do znieczulenia wziewnego (pierwsza z lewej), fot. M. Krahel, zbiory Muzeum Historii Medycyny i Farmacji UMB

W XIX wieku medycyna przeszła swoistą rewolucję. Wprowadzono substancje znieczulające otrzymywane z odkrywanych wówczas środków chemicznych. Jednym z nich był podtlenek azotu, zwany też gazem rozweselającym. Zanim jednak trafił on do gabinetów lekarskich, często stosowano go na przyjęciach towarzyskich bądź podczas przedstawień wędrownych cyrków. Podczas jednego z nich, w 1844 roku, widzem był Horace Wells, amerykański dentysta. Zaobserwował on wówczas, że osoby, którym podano gaz, nie odczuwają bólu. Od tego czasu podtlenek azotu zaczął być szeroko stosowany w gabinetach stomatologicznych. Kolejnym środkiem znieczulającym okazał się eter. Skuteczności jego działania podczas usuwania zęba, a następnie wycięcia guza szyi dowiódł w 1846 roku w Bostonie William Morton. Cztery miesiące później, 6 lutego 1847 roku przeprowadzono pierwszą na ziemiach polskich operację w znieczuleniu eterowym. Dokonał tego w Krakowie słynny polski chirurg Ludwik Bierkowski. W 1847 roku rynek anestezjologiczny wzbogacił się o kolejną substancję – chloroform. Głównym propagatorem był położnik James Simpson promujący narkozę chloroformową podczas porodów. W 1853 roku nawet królowa Wiktoria skorzystała z tego wynalazku.

Aparat do narkozy Ombredanne’a (pierwszy z prawej), fot. M. Krahel, zbiory Muzeum Historii Medycyny i Farmacji UMB

Wszystkie wymienione substancje znieczulające podawano metodą wziewną. Używano do tego celu różnej konstrukcji aparatów bądź metalowych masek przykładanych bezpośrednio do twarzy pacjenta. Maskę pokrywano gazą, na którą zakraplano eter lub chloroform. Jedną z bardziej popularnych była maska Schimmelbuscha z końca XIX wieku. Jej egzemplarz znajduje się w zbiorach Muzeum Historii Medycyny i Farmacji UMB. To bardzo proste metalowe urządzenie, o owalnej formie, z charakterystyczną kratką, na której kładziono gazę zakroploną substancją znieczulającą. Maski Schimmelbuscha były bardzo popularne na ziemiach polskich, nawet po zakończeniu II wojny światowej. Niewątpliwie bardziej zaawansowaną konstrukcję posiadał aparat do narkozy eterowej, zwany też inhalatorem Ombredanne’a. Ów wynalazek francuskiego chirurga Louis Ombredanne’a po raz pierwszy został zaprezentowany w 1908 roku w Paryżu i bardzo szybko zyskał popularność. Miał on wiele zalet. Przede wszystkim ułatwiał osiągnięcie wysokiego stężenia substancji znieczulającej w mieszaninie wdechowej, dzięki wyskalowanemu pokrętłu z boku metalowej kuli. Wyposażony był w wypreparowany pęcherz zwierzęcy, na którym obserwowano oddech pacjenta. W kuli znajdowały się kawałki filcu, dzięki czemu do pojemnika można było wlać 150 ml płynnego eteru bez uciążliwego odmierzania kropli substancji. I wreszcie jego dość szczelna konstrukcja ograniczała negatywny wpływ na personel sali operacyjnej.

Plakat zapraszający na spotkanie towarzyskie z wykorzystaniem gazu rozweselającego, 1845, Nowy Jork, zbiory Muzeum Historii Medycyny i Farmacji UMB

Jeden z egzemplarzy inhalatora można podziwiać w Muzeum Historii Medycyny i Farmacji UMB, dokąd został przekazany przez miejscowego lekarza. Zarówno maska Schimmelbuscha, jak i inhalator Ombredanne’a na długo zagościły na salach operacyjnych w polskich szpitalach. Polska medycyna korzystała z zagranicznych urządzeń z uwagi na słabo rozwinięty krajowy rynek produkcji tego typu aparatów. Dziś zgromadzone eksponaty stanowią dowód na rozwój myśli lekarskiej i nieraz tragiczne rezultaty dochodzenia do wiedzy. Na początku nie zdawano sobie bowiem sprawy ze skutków ubocznych odkrytych substancji, zarówno dla pacjentów, jak i dla lekarzy. Ci ostatni wypróbowując na sobie nowe znieczulenia, często popadali w uzależnienia narkotyczne.

Magdalena Grassmann

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook
Rentgen, auto i dynamo. Maria Skłodowska-Curie rusza na wojnę
Paweł Guldeniusz. Nieprzeciętny aptekarz toruński
„Dlaczego kurek nie boli głowa? Bo zażywają Kogutka!”  Kilka słów o najpopularniejszym środku przeciwbólowym w przedwojennej Polsce

„Wiedza ― moją nadzieją i ukojeniem; bez niej nie wytrwałbym”. Ludwik Hirszfeld w warszawskim getcie

Kalifornia w Galicji. Ignacy Łukasiewicz, nafta i wynalazki
Pasja i promieniowanie. Historia aparatu rentgenowskiego ze zbiorów Muzeum Historii Medycyny i Farmacji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku