Osiemnastowieczny flet angielskiego marynarza

Przywracanie życia instrumentowi wydobytemu z wód Bałtyku (w zbiorach Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku)

Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku prezentuje eksponaty wydobyte z wraku okrętu „General Carleton”, który 27 września 1785 roku zatonął na Bałtyku. Zachowało się wiele przedmiotów, dzięki którym możemy poznać codzienność angielskich marynarzy. Jedynym z nich, który ponownie ożył i mógł zostać użyty tak, jak przed dwustu laty, jest flet.

XVIII wiek to czas dominacji brytyjskiej marynarki na morzach. Poznajemy tę epokę w powieściach i filmach, barwnie opisujących realia życia marynarzy, a dzięki zachowanym kolekcjom i archeologii morskiej możemy oglądać w muzeach autentyczne przedmioty użytkowe, takie jak buty, ubrania, naczynia. Artefakty wydobyte z wraku osiemnastowiecznego angielskiego okrętu w okolicach Dębek to jeden z najcenniejszych zbiorów tego typu, gdyż przedmioty dość dobrze się zachowały, więc da się je dokładnie datować i powiązać z historią załogi statku. Niezwykły jest fakt, że w jeden z tych eksponatów można było tchnąć – i to dosłownie – życie. To flet, który przeleżał w morzu ponad 200 lat, a w rękach gdańskiej artystki znów zabrzmiał dźwiękami starej melodii.

Piszczałka wydobyta z wraku okrętu „General Carleton”, Narodowe Muzeum Morskie,  Spichlerze na Ołowiance w Gdańsku, licencja: CC, źródło: kolekcje NMM

Wrak, który odnaleziono w latach dziewięćdziesiątych XX wieku w okolicach Dębek, zidentyfikowano jako bark „General Carleton” – węglowiec regularnie kursujący po wodach Bałtyku. Najczęściej woził ładunek ze Sztokholmu lub Rygi dla odbiorców w Portsmouth i Londynie. Choć był sporym statkiem mającym trzy maszty i obszerne ładownie, jego załogę stanowiło zaledwie kilkanaście osób. We wrześniu 1785 roku wyruszył z ładunkiem żelaza ze Szwecji i – zapewne zaskoczony nagłym sztormem – zatonął w pobliżu ujścia Piaśnicy. Z załogi liczącej około 17 marynarzy uratowało się tylko trzech. Okręt spoczął na dnie morza, a dziegieć (żywiczna substancja używana do konserwacji drewna) wylany podczas katastrofy zakonserwował wiele przedmiotów codziennego użytku. Specjaliści z różnych dyscyplin mogą je badać, odkrywać ich przeznaczenie i historie.

HMB „Endeavour”, „bliźniaczy” statek „General Carleton”, orientacyjny szkic, autor Francis Joseph Bayldon, 1923, domena publiczna,  Wikimedia Commons

Flet, który znaleziono wraz z innymi przedmiotami, przeleżał w gablocie muzealnej ponad 20 lat, aż zwrócił uwagę muzykolożki Aleksandry Litwinienko. Dzięki jej staraniom nie tylko poddano go pieczołowitej konserwacji, ale również takiej rekonstrukcji, która pozwoli na nim zagrać. Instrument został zidentyfikowany jako fife, czyli piszczałka. Tego typu flet poprzeczny ze względu na swój przenikliwy dźwięk, prostą konstrukcję i niewielki rozmiar używano jako instrument wojskowy, przede wszystkim w piechocie. Przenikliwe dźwięki sygnałów granych na fife były słyszane nawet ze znacznej odległości przez oddziały, które w terenie miały wykonać określone manewry. Odnalezienie tego „lądowego” instrumentu we wraku okrętu handlowego zaskakuje. Jeszcze bardziej zadziwia fakt, że flet jest starszy od samego okrętu. Odczytana sygnatura „Schuchart” pozwoliła muzykolożce określić, że wykonał go Charles Schuchart, do 1765 roku prowadzący warsztat „Two Flutes and Hautboy” w Londynie.

Flet poprzeczny, XVIII w., Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku, źródło: kolekcje MNM

Wgląd w historię statku, dzieje członków załogi i przede wszystkim w to, co wiadomo o obyczajach marynarzy, pozwala snuć domysły na temat fletu. „General Carleton” w 1782 roku, w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, pełnił służbę jako transportowy okręt wspomagający angielską piechotę i wykonał kilka rejsów do Ameryki. Być może wtedy, na przykład wygrany w karty lub kości, flet przeszedł z rąk piechura do rąk marynarza. Możliwe też, że jeden z marynarzy lub chłopców okrętowych przedtem służył jako fifer (flecista) w piechocie. Gra na fife była dość łatwa, więc zapewne na statku „General Carleton” melodie marynarskich piosenek często wygrywano na wojskowej piszczałce.

Maja Miro-Wiśniewska gra melodie A Sailor’s Life na flecie wydobytym z wraku „General Carleton”, źródło: Youtube

Z sygnatury umieszczonej na instrumencie gdańska muzykolożka odczytała również literę „C” określającą strój fletu. Oznacza ona, że jego budowa pozwala na granie melodii w tonacji C-dur. Fife posiada sześć otworów do zakrywania palcami oraz jeden służący do zadęcia. Jak każdy flet poprzeczny, ma otwarty wylot „rury” z jednej strony, natomiast jej drugi koniec powinien być zatkany korkiem, który reguluje strój i czystość intonacji. Tego elementu jednak brakuje we flecie odnalezionym w Bałtyku. W rekonstrukcji instrumentu pomogły wiedza i doświadczenie flecistki Mai Miro-Wiśniewskiej grającej na różnych typach fletów historycznych. Udało jej się dobrać korek i umieścić go w instrumencie, nie uszkadzając jego struktury. Na tak przygotowanym flecie artystka mogła już podjąć próbę grania melodii. Wydobycie pierwszych dźwięków i szukanie najlepszego brzmienia było obarczone ogromną obawą, bo delikatny instrument mógł rozpaść się przy zbyt silnie drgającym słupie powietrza. Wiedziano, że nie wolno na nim grać długo ani często. Artystka więc wyszukała i zagrała krótkie melodie, które mógł znać angielski marynarz i grywać w czasie rejsu po Bałtyku – tęskną pieśń A Sailor’s Life (Życie marynarza) i kilka fraz z irlandzkich tańców.

Piszczałka wydobyta z wraku okrętu „General Carleton”, Narodowe Muzeum Morskie,  Spichlerze na Ołowiance w Gdańsku, licencja: CC, źródło: kolekcje NMM

Obecnie zwiedzając Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku, możemy nie tylko obejrzeć flet angielskiego marynarza, ale też usłyszeć nagrany dźwięk. Piosenka, którą wybrała Maja Miro-Wiśniewska, nawiązuje do historii zatopionego statku. To opowieść o dziewczynie, która tęskni za zaginionym na morzu ukochanym i chce wypłynąć własną łodzią, aby go odszukać.

Karolina Szurek

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Kociołki spod Chocimia. Niezwykłe trofea tureckie w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Bąk, czyli brumbas. O tubalnych pomrukach kaszubskich burczybasów z Muzeum Narodowego w Gdańsku

Tamburyn z polskiej wioski. Bębenek – tak zwany jednoręczniak Stanisława Klejnasa ze zbiorów Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu

Miechy i guziki grające skoczne melodie. Stara heligonka z Ośrodka Spotkania Kultur w Dąbrowie Tarnowskiej

 

Instrument do dudlenia dla rzępołów. Basy kaliskie Pawła Rajcy ze wsi Godziesze Małe z kolekcji Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu

 

Z wiejskich traktów do zamkowych komnat. Dziewiętnastowieczna lira korbowa z kolekcji Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu

 

Instrument Sabały w sądeckim designie. Złóbcoki (gęśliki sądeckie) Józefa Zbozienia ze zbiorów Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu