Czarownice, gniotki, płanetnicy

Magia i wierzenia Lasowiaków na rysunkach Marii Kozłowej w zbiorach Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej

Boisz się czasem Czytelniku? Skrzypiących drzwi? Nagłego podmuchu wiatru? Gasnącego znienacka płomienia migocącej świecy? A może burzy z piorunami, które uderzają całkiem niedaleko? Wyobraź sobie, że Lasowiacy, mieszkańcy dawnej Puszczy Sandomierskiej, też się bali, a ich wyobraźnię rozpalały niesamowite istoty. Latające na łopacie do chleba czarownice, płanetnicy w szerokich słomianych kapeluszach, wychodzące z żaren gniotki i okropne mamuny. Uwieczniła ich na swych rysunkach Maria Kozłowa – artystka ludowa, zbieraczka lasowiackich podań, legend i zwyczajów. Dziś znajdują się one w zbiorach Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej.

 

Na wsi najbardziej bano się samotnych kobiet, ułomnych fizycznie, mieszkających w znacznym oddaleniu od innych domostw i zbierających zioła o wschodzie słońca. Powszechnie uważano je za czarownice, postacie półdemoniczne, blisko powiązane ze światem zmarłych i wykazujące zdolność świadomego czynienia zła. Czarownice odznaczały się rzadkimi umiejętnościami: potrafiły leczyć najbardziej uciążliwe dolegliwości, tworzyć magiczne eliksiry, rzucać zaklęcia i uroki, powodować chorobę oraz odbierać krowom mleko. Do tajemnych rytuałów wykorzystywały zioła, grzyby, sierść i kości zwierząt oraz wyniesione ukradkiem z kościoła przedmioty o charakterze sakralnym. Niekiedy przybierały postać zwierząt, najczęściej żab, i podkradały się pod progi chałup, aby dokuczyć domownikom lub rzucić na nich klątwę. Swoimi umiejętnościami dzieliły się dopiero na łożu śmierci, wybierając najbardziej zaufaną i pojętną kobietę spośród wszystkich mieszkanek wsi.Wierzono bowiem, że w innym wypadku utraciłyby swoje moce.

Czarownice stawały się szczególnie aktywne w Wielkim Tygodniu. W Wielki Piątek trzykrotnie oblatywały kościół, siedząc tyłem na łopatach od chleba, aby w ten sposób zapewnić sobie dużo masła, sera i mleka. W wigilię świętej Łucji zbierały o świcie zioła i następnego dnia okadzały nimi okoliczne gospodarstwa, by pozbawić sąsiadów mleka. Tego dnia zlatywały się na pobliskie wzgórze, gdzie odbywał się doroczny sabat.

Aby uchronić się przed czarownicami, w stajniach i oborach wieszano poświęcone zioła, a nad głowami bydląt odmawiano zaklęcia. Unikano też wpuszczania do zagrody obcych kobiet lub tych, które wśród lokalnej społeczności uchodziły za obłąkane.

Maria Kozłowa, Czarownice, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej

Do tajemniczych istot, błąkających się pod niebem, należał płanetnik. Był on tak silny, że z łatwością przenosił chmury na barkach lub przeciągał je linami z miejsca na miejsce. Zimą zbierał do worków lód z zamarzniętych stawów, a potem zanosił je na nieboskłon, rozpruwał i pod postacią gradu zrzucał na ziemię.

Niekiedy płanetnik schodził na ziemię i przybierał postać ludzką. Wkładał wtedy obszerny płaszcz, a głowę przykrywał szerokim słomianym kapeluszem. Choć rozpoznawano go z trudnością, sprytni chłopi zauważali kapiące z kieszeni krople deszczu i grube liny do przeciągania obłoków w dłoni. Karmili płanetnika kwaśnym mlekiem i dobrym jadłem, bo głodny i zły mógł mścić się burzą i ulewnym deszczem. Była to zresztą postać bardzo zmienna i kapryśna. Tych, których lubił, przestrzegał przed zmianą pogody, spuszczając się po linach prosto z nieba. Prosił też gospodarzy o oznaczenie pól, aby przypadkiem nie zbombardować ich gradem. Zdecydowanie gorzej płanetnicy odnosili się do tych, których nie darzyli sympatią. Raziła ich nieuczciwość chłopów i ich niechęć do dzielenia się posiłkiem. Dlatego karali ich ulewnym deszczem i niszczyli zbiory.

Zdarzało się też, że płanetnik prosił ludzi o pomoc, bo chmury były dla niego zbyt ciężkie. Gospodarze palili wówczas zioła, a unoszący się wysoko dym pomagał mu w pracy. Czasem jednak ciężar okazywał się za duży i zmoczony, zły płanetnik lądował na ziemi. Należało wówczas szybko zejść mu z oczu, bo stawał się mściwy i nieobliczalny.

Maria Kozłowa, Gniotek, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej

W żarnach służących do mielenia ziarna na mąkę mieszkał gniotek. Z zasady był niewidzialny, zdarzało się jednak, że przybierał postać niskiego człowieczka w czerwonej czapce, z dużym brzuchem i długimi palcami u rąk i nóg. Przychodził wtedy do śpiącego, siadał mu w nogach i w miarę upływu nocy przenosił się wyżej, by ostatecznie usiąść na klatce piersiowej. Ten, którego dręczył, nie mógł się poruszać, ciężko oddychał i chrapał. Zdarzało się, że gdy gniotek skradał się do gospodarza, ten szybko chwytał go za czapkę, a wtedy wysypywały się z niej złote monety. Pokonany gniotek nie dręczył go już więcej, a chłop był bogaty po kres swoich dni.

Aby uchronić się przed gniotkiem, należało zatkać wszystkie dziury w chacie słomą oraz święconym zielem. Jeśli mimo to dostał się do środka, śpiącego dręczonego złym snem i dusznościami polewano zimną wodą, a zmożonych alkoholem budzono i przenoszono do izby.

Maria Kozłowa, Mamuna, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej

Szczególnie dokuczliwym demonem była mamuna. Chłopi wierzyli, że porywała i podmieniała nowo narodzone dzieci. Straszyła też swoim wyglądem: odrażająca, długogłowa, wykrzywiona i zła. Mieszkała w kominie, z którego wychodziła, słysząc płacz niemowlęcia. Na jego miejsce podkładała podmieńca. Rozpoznawano go po głośnym i rozdzierającym krzyku, wielkim apetycie i niezwykłej brzydocie.

Aby odczynić czar mamuny, bito odmieńca siedem razy brzozowym prętem lub wynoszono na rozstaje dróg, gdzie wycierano pieluchą, którą następnie wyrzucano. Dziecko okadzano też czartopłochem (gatunkiem grzyba) i wypowiadano odpowiednie zaklęcie. Miało ono gwarantować wypędzenie mamuny na najdalsze krańce ziemi…

Izabela Wodzińska

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Od muzyki do etnografii. Mrówcza praca Oskara Kolberga

 

Światło chroniące od zła. Portret "Dziewczynka osłaniająca świecę" Zofii Stryjeńskiej z Muzeum Okręgowego w Lesznie

Gdy duchy przychodzą z wizytą. "Zaduszki" Witolda Pruszkowskiego z Muzeum Narodowego w Warszawie

Obowiązki i zabawy dzieci wiejskich. W szkole powszechnej z Trzebosi w Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej