Żoliborz barakowy,

czyli mroczne oblicze II Rzeczypospolitej

Barak – to słowo niesie ze sobą wiele skojarzeń historycznych. Przed II wojną światową było synonimem tymczasowego schronienia, biednego i przygnębiającego lokum, lepszego niż tułaczka, ale gorszego niż wymarzone mieszkanie w mieście. W międzywojennej Polsce osiedla barakowe stanowiły kompromis między potrzebami wygnańców i bezdomnych, warunkami pogodowymi naszej części świata i skromnymi zasobami odradzającego się państwa.

 

Jedno z takich osiedli powstało nieopodal Dworca Gdańskiego na Żoliborzu, zanim ta warszawska dzielnica stała się wizytówką budownictwa mieszkaniowego II Rzeczypospolitej. Zorganizowano je w barakach – letnich koszarach wojsk rosyjskich stanowiących przed I wojną światową załogę Twierdzy Warszawa. Były to długie, drewniane, parterowe budynki stojące równolegle do siebie, a oddzielone wolną przestrzenią niezbędną do zbiórek. W 1918 roku, kiedy odradzało się państwo polskie, postanowiono wykorzystać je jako tymczasowe schronienie dla powracających z Rosji Polaków. Byli to ludzie ewakuowani przez carat w 1915 roku w głąb Rosji, którzy po ciężkich doświadczeniach rewolucji rosyjskiej wracali do ojczyzny.

Bawiące się dzieci z żoliborskich baraków; w tle widoczne domy tak zwanego Żoliborza urzędniczego, Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-2248

Baraki na Żoliborzu zapełniały się szybko, lecz ani pracy, ani mieszkań nie przybywało. Warszawa była miastem ciasnym i przeludnionym już przed I wojną światową. Gęstość zaludnienia wynosiła około 250 osób na hektar. W pierwszych latach niepodległości musiała jednak udostępnić konieczną infrastrukturę dla rozbudowujących się instytucji i urzędów centralnych, o tworzącym się Wojsku Polskim nie wspominając. Nic też dziwnego, że trzeba było dobudowywać nowe baraki. Latem 1920 roku, w związku z pochodem bolszewików na Warszawę, pojawiła się kolejna fala uchodźców. Ci jednak musieli pozostawać na ulicach i placach stolicy i w większości ją opuścili, gdy zagrożenie minęło.

Spotkanie bożonarodzeniowe dla najbiedniejszych dzieci zorganizowane przez żołnierzy 30 pułku piechoty stacjonującego na pobliskiej Cytadeli, Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-2442-1

Wobec skromnych środków państwa i magistratu, a także przedłużającego się kryzysu gospodarczego związanego z inflacją, zapewnienie mieszkańcom baraków lepszego lokum było niemożliwe. Do domów doprowadzono jednak energię elektryczną, wodociąg i gaz miejski. Wprowadzono także komorne, które choć niewielkie, wymagało uzyskania jakiegoś źródła dochodu. W 1922 roku opiekę nad osiedlem barakowym na Żoliborzu przejął Polski Czerwony Krzyż. Wkrótce po drugiej stronie Wisły, na Annopolu powstało kolejne osiedle barakowe. Kto nie płacił na Żoliborzu, tego eksmitowano na Annopol i odwrotnie. Eksmisja taka, poza koniecznością przeprowadzki, oznaczała utratę własnego pokoju i dokwaterowanie do innych niepłacących. Obydwa osiedla były przeludnione, a obok baraków zaczęły wyrastać szałasy sklecone z czego popadnie, „przytulone” do ścian innych budynków i ogrodzeń.

Kuchnia pod gołym niebem na terenie baraków, Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-C-1158

W 1933 roku, a więc w najgorszym roku wielkiego kryzysu, na obu osiedlach barakowych mieszkało kilkanaście tysięcy ludzi (około 1,5% mieszkańców stolicy). Byli to niepiśmienni robotnicy dniówkowi i ich żony zajmujące się gromadką dzieci, zwolniona z pracy służba domowa, ale i wykwalifikowani robotnicy, urzędnicy oraz inteligenci, z nieprzydatnym w trudnych czasach wykształceniem. Budzili oni powszechne współczucie, a ich los stał się tematem reportaży prasowych. Jednak byli też tacy, którym nie zależało na litości, bo i sami jej nie okazywali. Młodzi chuligani, złodzieje o różnych specjalizacjach, sutenerzy, prostytutki. Nic też dziwnego, że zwykli warszawiacy omijali te miejsca z daleka, a policjanci całą zbiorowość traktowali jako wylęgarnię zbrodni.

Jednocześnie mieszkańcy baraków mogli liczyć na pomoc charytatywną. Na Żoliborzu siostry zmartwychwstanki prowadziły „świetlicę dla dzieci zaniedbanych”, w której oprócz zajęć dla młodszych były także kursy szycia dla starszych. Na Annopolu z kolei powstał dom pracy dla młodzieży, kierowany przez Caritas. Organizacje świeckie prowadziły między innymi świąteczne poczęstunki, kursy zawodowe, zbiórki podręczników i inne.

Baraki na Annopolu, Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-U-6624

Baraki żoliborskie spłonęły na początku powstania warszawskiego. Baraki na Annopolu przetrwały wojnę, a zaraz po niej służyły NKWD jako tymczasowy obóz dla podejrzanych o przynależność do podziemia niepodległościowego. Wówczas już słowo „barak” powszechnie kojarzyło się z obozami koncentracyjnymi organizowanymi przez nazistów i komunistów.

Michał Zarychta

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Leki, zalecenia lekarskie i humorystyczne wierszyki, czyli sposoby walki ze śmiertelną epidemią grypy sprzed stu lat ze zbiorów Muzeum Historii Medycyny i Farmacji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku

Bomby w koszyku. Michalina Mościcka, czyli pierwsza dama idealna
Zoo, parki i autobusy, czyli co Warszawa zawdzięcza Zygmuntowi Słomińskiemu
Nie tylko forma. Abstrakcyjna sztuka zaangażowana - Bezrobotni Władysława Strzemińskiego w Muzeum Sztuki w Łodzi