Gdynia jest jednym z największych polskich osiągnięć cywilizacyjnych. Ani Polska komunistyczna, ani III RP nie mają na swoim koncie przedsięwzięć tak imponujących i działających na wyobraźnię, jak II RP, która wybudowała wielki port morski i stutysięczne miasto, na miejscu osady rybackiej nad Bożą Zatoczką. Początki polskiej fascynacji tym malowniczym zakątkiem Bałtyku sięgają jednak czasów wcześniejszych. Są związane z rozwojem turystyki i młodopolskim odkrywaniem korzeni polskości wśród prostego ludu.
Na początku XX wieku rybackie wsie Gdynia i Oksywie były jednymi z ostatnich przyczółków kaszubskich nad Bałtykiem. Odmienność od otaczającego je niemieckiego świata budowały słowiański język i katolicka wiara. Jednak przewaga cywilizacyjna i nacisk germanizatorski wytworzyły u Kaszubów poczucie niższości względem niemieckiej i luterańskiej większości.
Widok z tarasu Kurhausu na pomost w Orłowie, pocztówka, 1907-1914, Muzeum Miasta Gdyni, źródło: Gdynia w sieci
Około 1910 roku nad Bałtykiem pojawili się Polacy – dobrze sytuowani przedstawiciele ziemiaństwa, burżuazji i inteligencji. Każdego lata zjawiali się w Sopocie – kurorcie bliskim Gdańskowi, który łączyła z Warszawą linia kolejowa. Wkrótce zadziałała zasada „klient nasz pan”. Właściciele hoteli, stancji, pensjonatów i restauracji dopasowali swą ofertę do gości z dalekiej Warszawy – witano ich po polsku, oferowano polskie dania, grano mazurki i polonezy.
Dworzec kolejowy w Gdingen (Gdynia), ok. 1900 r. Stosunkowo tania kolej odegrała dużą rolę w rozwoju turystyki. Warszawa uzyskała połączenie z Gdańskiem w 1877 r., zbiory Muzeum Miasta Gdyni
Od 1911 roku uwagę turystów zmęczonych atmosferą wielkiego kurortu przyciągnęły mniej uczęszczane wsie – Gdynia i Oksywie. Od przełomu wieków XIX i XX istniał tu Kurhaus wystawiony przez Ostseebad Genosenschaft Gdingen, czyli Towarzystwo Bałtyckich Kąpielisk w Gdyni. Za szumną nazwą krył się mały hotelik z jednym pomostem, kilkoma łódkami i jedną żaglówką. W pobliskim Orłowie znajdował się kolejny Kurhaus i hotelik „Adler” prowadzony przez rodzinę o tym nazwisku. Zamiast wygód i rozrywek, oferowały one ciszę i spokój oraz nie mniej atrakcyjny kontakt z kaszubskimi rybakami z pobliskich „checzy” (chałup). Było to powtórzenie zjawiska dobrze znanego ze schyłku XIX wieku z Podhala. Ludomania, która zaszczepiła w sercach polskich inteligentów miłość do wsi z jej barwnym folklorem, dała o sobie znać na wybrzeżu Bałtyku.
Widok od strony Kurhausu na drewniany pomost w Gdyni, pocztówka, 1912, Muzeum Miasta Gdyni, źródło: Gdynia w sieci
Ponadto Polacy z Królestwa i Galicji solidaryzowali się z Polakami z zaboru pruskiego w ich walce z germanizacją, szczególnie od ostro spacyfikowanego strajku szkolnego we Wrześni w 1901 roku. Nic więc dziwnego, że turyści z Warszawy, gdy tylko spotkali kaszubskich rybaków, natychmiast uznali ich za swych uciśnionych ziomków. Zapragnęli dołączyć do miejscowych „budzicieli” poczucia narodowego – Antoniego Abrahama z miejscowości Zdrada nieopodal Pucka i księdza Walentego Dąbrowskiego z Wejherowa.
Molo Domu Kuracyjnego w Gdyni, 1925, widoczne drewniane molo Domu Kuracyjnego oraz prowadząca z dworca kolejowego, wytyczona w 1904 r, obecna ul. 10 Lutego, Muzeum Miasta Gdyni, źródło: Gdynia w sieci
Jednym z pierwszych polskich entuzjastów Gdyni był wybitny publicysta Adolf Nowaczyński, sympatyk Narodowej Demokracji. Towarzyszyli mu zaangażowani w krzewienie polskości wczasowicze. Rozpoczęli oni „lekko i dyskretnie” uświadamiać Kaszubom ich polskość m. in. przez śpiew i naukę historii Polski, a wszystko to w tajemnicy przed niemieckimi władzami.
Wówczas także, wśród niezobowiązujących pogaduszek wczasowiczów ‐ inteligentów, pojawiło się na pozór fantastyczne hasło budowy polskiego portu nad Bałtykiem.