"Żebyś ty Kasiu róż przy niedzieli swe brudne nogi umyła"

Higiena wiejska na wystawie w chacie z Jeziórka w Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej

Jak przeżyć bez mydła, szamponu i papieru toaletowego? O tym doskonale wiedzieli nasi przodkowie. Zapraszamy do świata dawnej higieny wiejskiej. Świata dla ludzi o mocnych nerwach i… niewrażliwych nosach.

Dziś w środkach masowego przekazu – w radiu, telewizji i Internecie – popularnością cieszą programy zachęcające do przestrzegania odpowiedniej diety, uprawiania sportu i ruchu na świeżym powietrzu. Tymczasem jeszcze sto lat temu na wsi nasi przodkowie zupełnie inaczej wyobrażali sobie zdrowy styl życia. Nie mieli bieżącej wody, kąpali się w rzekach lub stawach, a tężyznę fizyczną wyrabiali podczas prac polowych. W chatach, które można zobaczyć w kolbuszowskim skansenie, nie znajdziemy łazienek. Nie znaczy to jednak, że nie zobaczymy niczego, co byłoby związane z utrzymaniem czystości. Cebry, konewki, umywalki, wiadra, a nawet drewniana pralka w chacie z Jeziórka opowiadają nam o tajemnicach higieny.

Chata z Jeziórka, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, 2010, fot. Przykuta, licencja CC BY-SA 3.0, Wikimedia Commons

Najważniejsza nie tylko dla zdrowia, ale i przetrwania jest woda. Pito ją, pojono nią zwierzęta oraz wykorzystywano do mycia, prania, sprzątania i różnorakich czynności gospodarskich. Tę do codziennego użytku przynoszono ze studni w wiadrach, cebrzykach (duże, drewniane naczynia klepkowe) i konewkach. Pozyskiwano też wodę z pobliskich rzek, strumieni i jezior.

Codzienną higienę ograniczano do obmycia twarzy i rąk, a latem także nóg. Podgrzaną na piecu wodę wlewano do miski, która zawsze stała w kącie izby. Myto się w kolejności starszeństwa: od najstarszego do najmłodszego. Rzadko korzystano z mydła, ograniczając się do wytarcia mokrej twarzy kawałkiem płótna. Wodę pozostawiano do wielokrotnego użycia. Niekiedy stała tak kilka dni, zamieniając się w brudną i cuchnącą ciecz. Wylewano ją wówczas za próg chaty.

Co ciekawe, nowo narodzone dzieci wkładano do dzizki (drewniane naczynie do wyrobu ciasta na chleb) i obmywano wodą z dodatkiem leszczyny lub ziół poświęconych w święto Matki Bożej Zielnej, które miały dać młodemu człowiekowi siłę i zdrowie. Nie zmywano ciemiączka, czekając aż stwardnieje i wtedy delikatnie je nawilżano, dopóki nie odpadło. Ten obyczaj powodował wszawicę i uciążliwe choroby skóry.

W okresie przedświątecznym, przed wizytą u lekarza lub uroczystościami rodzinnymi kąpano się, unikano jednak mycia głowy z obawy przed przeziębieniem lub bólami. W efekcie włosy często zbijały się w kołtun, który według chłopów stanowił siedlisko demonów. Początkowo, gdy był mniejszy, smarowano go ziołowymi wywarami lub maściami, z czasem obcinano. Musiały jednak towarzyszyć temu specjalne obrzędy magiczne, inaczej obcięcie stawało się niebezpieczne dla chorego na tę przypadłość. Kołtun zakopywano jak najdalej od siedzib ludzkich, ponieważ obawiano się złych mocy i diabelskich wpływów.

Utrapieniem chłopów były wszy i choroby skóry, dlatego do kąpieli dodawano suszoną mydlnicę lekarską lub kwas z kiszonej kapusty. Dodatkowo skórę głowy skrapiano wódką lub przemywano ługiem. Dzieciom skłonnym do krzywicy i robaczycy do wody dodawano wrzos, macierzankę czy tatarak. Z kolei gospodynie zmagające się z chorobami kobiecymi kąpały się w odwarze z kory dębu, naparze z macierzanki i szałwii.

Cebrzyk, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, fot. Wojciech Dulski, dzięki uprzejmości muzeum

Prano rzadko, stąd też ubrania były źródłem nieprzyjemnego zapachu i siedliskiem robactwa. Co ciekawe, często kupowano je na targach i jarmarkach lub od przygodnych handlarzy. Oczyszczenie ograniczano jedynie do ich mocnego otrzepania. Jak łatwo się domyślić, nie chroniło to przed roznoszeniem się bakterii i insektów. W lecie w stawach i rzekach prano wierzchnią odzież, wykorzystując do tego celu kijanki – narzędzia drewniane w formie płaskiej pałki, którymi uderzano w tkaninę i w ten sposób usuwano brud. Wiosną i jesienią ubrania moczono w balii (szerokie naczynie z klepek) i prano na tarze – przyrządzie z falistej blachy lub innego materiału o podobnym kształcie. Wymagało to jednak dużego wysiłku, więc kobiety, przeciążone codziennymi obowiązkami, niechętnie wykonywały tę czynność.

Kącik higieniczny w chacie z Jeziórka, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, fot. Wojciech Dulski, dzięki uprzejmości muzeum

Duży problem stanowiło utrzymanie czystości w gospodarstwie domowym. Choć podłogę z gliny (klepisko) lub desek starannie zamiatano, a przed świętami bielono (malowano na biało) izbę, w niewielkiej chłopskiej chacie, w której przebywało kilkoro domowników, zazwyczaj było po prostu brudno.

Na zewnątrz zalegało błoto, unosił się nieprzyjemny zapach ludzkich i zwierzęcych odchodów. Ponieważ nie budowano toalet, chłopi załatwiali swe potrzeby w okolicznych krzakach lub pod drzewami. Nie było papieru toaletowego, dlatego używano trawy, słomy lub liści. Nie myto rak, co prowadziło do zakażeń i chorób żołądkowych.

Źle prezentowały się budynki gospodarskie. Dachy obór często przeciekały, budynków nie ogrzewano, raził brak elementarnych zasad czystości, dlatego zwierzęta nierzadko ciężko chorowały, były wychudzone, nie dawały mleka lub nie nadawały się na ubój.

Tara, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, fot. Wojciech Dulski, dzięki uprzejmości muzeum

Dopiero powstanie kółek rolniczych (koniec XIX wieku) i nacisk tej organizacji na oświatę ludu doprowadziły do wzrostu świadomości chłopów. Zadanie to okazało się niezwykle trudne, głównie ze względu na niemożność wykorzenienia powszechnie panujących przyzwyczajeń. Z czasem jednak warunki sanitarne w gospodarstwach chłopskich poprawiły się, co pozytywnie wpłynęło między innymi na spadek liczby osób zapadających na choroby zakaźne oraz schorzenia związane ze złymi warunkami życia.

Izabela Wodzińska

                                                                     

Powrót
drukuj wyślij facebook
Jak często należy myć włosy? Higiena w polskich domach w czasie okupacji

Izis leczy i upiększa. Legendarny salon kosmetyczny i jego neonowy szyld

Piast w kąpieli, czyli jak to z tą higieną niegdyś bywało…

Do dołu, do kanału, na ulicę… Sposoby radzenia sobie z nieczystościami w dawnych miastach