"Czuję, że na tamten świat idę…"

Procesy czarownic w dawnej Polsce

W 1526 roku pod Warszawą wykonano wyrok śmierci na piekarce z Krakowa i kliszewskiej ziemiance. Nagie kobiety przywiązano łańcuchami do jednego słupa i obłożono wokół stosami drewna. Kiedy buchnęły płomienie, nieszczęśnice cztery godziny biegały wokół, a gdy natknęły się na siebie, ponoć z bólu kąsały się nawzajem. Wreszcie upieczone skonały. Na tak okrutne męki skazano je, podejrzewając o związek ze śmiercią księcia Janusza Mazowieckiego. W Polsce historia procesów o czary sięga XVI wieku, co wcale nie oznacza, że odbyło się ich niewiele, a tortury były mniej wyszukane niż w innych krajach europejskich.

 

W Europie do wzrostu liczby procesów o czary przyczyniło się w dużej mierze dzieło niemieckiego dominikanina Heinricha Kramera, pod tytułem Młot na czarownice, drukiem ogłoszone w późnych latach osiemdziesiątych XV wieku. Do 1520 roku doczekało się trzynastu wydań, również w innych krajach Starego Kontynentu.

Malowidła ścienne w monasterze Rilskim w Bułgarii potępiające uprawianie czarów i czarnej magii, pocz. XIX w., fot. Nenko Lazarov, licencja CC BY 2.5, Wikimedia Commons

Na język polski utwór ten przełożono późno, bo w 1614 roku. Nie od razu też spotkał się z zainteresowaniem, na jakie liczył tłumacz Stanisław Ząbkowic. W Polsce procesy czarownic powszechne stały się dopiero w XVI wieku i były ściśle związane z ruchem husyckim. Tłumacząc Młot na czarownice, Ząbkowic pragnął otworzyć ludziom i urzędom oczy na „te zbrodnie”. Co dokładnie miał na myśli?

Hans Baldung Grien, Czarownice,1508, licencja PD, Wikimedia Commons 

Gdy na człowieka spadały nagłe nieszczęście, choroba, kalectwo, zginęło dziecko, grad czy ulewa zniszczyły plony, krowa przestała dawać mleko, nie było innego wytłumaczenia: musiała stać za tym zazdrosna i złośliwa sąsiadka. Najchętniej znająca się na ziołach, leczeniu i urokach. W swych działaniach miała wsparcie samego diabła, z którym z całą pewnością spółkowała.

Strona tytułowa polskiego przekładu  Młota na czarownice, Kraków 1614, PAN Biblioteka Kórnicka, licencja PD, źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa

Historycy podjęli próbę oszacowania liczby osób – przeważnie kobiet – które w Europie oskarżono o takie praktyki i które padły ofiarą procesów o czary. Z badań wynika, że około 60 tysięcy osób poniosło śmierć w męczarniach. Dziś wiemy, że były niewinne. Jednak w czasach, w których przyszło im żyć, zagrożenie ze strony diabła i jego piekielnych zastępów traktowano bardzo dosłownie. Każdy też w mniejszym lub większym stopniu stosował małą magię, by się przed nim zabezpieczyć. Jednakże z łatwością mogło się to obrócić przeciwko praktykującym.

Ofiarami zbiorowej histerii padały najczęściej wiejskie zielarki i znachorki, do których na co dzień zwracano się w potrzebie, a które w przypadku nieszczęścia czy klęski żywiołowej z łatwością stawały się kozłami ofiarnymi. I nawet jeśli początkowo uparcie broniły swej niewinności, poddane torturom wkrótce przyznawały się do winy.

Wiktoria Goryńska, Czarownice,1925, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: cyfrowe MNW

Niejaka Elza Kucharczykowa z Nowego na Warmii w 1689 roku stanęła przed sądem oskarżona o czary przez mieszczanina Jana Kolberka. Szczegółowy opis jej procesu odnajdujemy na kartach księgi przechowywanej dziś w zbiorach Archiwum Państwowego w Bydgoszczy. Elza początkowo stanowczo zaprzeczała, jednak poddano ją próbie wody. Gdyby poszła na dno Wisły, do której ją wrzucono, uznano by ją za niewinną. Jednak kilka warstw spódnic utrzymało ją na powierzchni, co potraktowano jako dowód winy. By stwierdzić, czy pomagał jej sam diabeł, wzięto ją na tortury. Poddana mękom szybko przyznała się do zarzucanych czynów, do kontaktów z diabłem o imieniu Kaspar, lotów na Łysą Górę oraz do tego, czego nawet jej nie zarzucano. Wskazała również inne kobiety, które miały uprawiać czary. Ogłoszono wyrok: śmierć na stosie. Już na miejscu kaźni Elza odwołała swoje zeznania, mówiąc: „Widzę, że na tamten świat idę. Nikogo na sumienie ani duszę nie biorę”. Tym pełnym godności, szlachetnym gestem ocaliła życie kilku innych kobiet. Nie każdego byłoby na to stać. Zwłaszcza w obliczu śmierci w męczarniach.

Katarzyna Ogrodnik-Fujcik

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Czarownice, gniotki, płanetnicy.­ Magia i wierzenia Lasowiaków na rysunkach Marii Kozłowej w zbiorach Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej