Obowiązki i zabawy dzieci wiejskich

w szkołe powszechnej z Trzebosi w Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej

W centrum kolbuszowskiego skansenu, niedaleko kościoła, stoi drewniany budynek szkoły powszechnej z 1881 roku. Podobnie jak ponad sto lat temu dźwięk dzwonka wzywa dzieci na lekcję. Tłocząc się i przepychając, mali uczniowie wbiegają do klasy i zajmują miejsca w twardych, drewnianych ławkach z wysokimi oparciami. Z otwartymi buziami słuchają nauczyciela, który opowiada historię wiejskich dzieci, które chciały się uczyć, ale nie zawsze mogły…

 

Jeszcze na początku XX wieku wiejskie dzieci miały szereg obowiązków, które dziś sprawiłyby trudność niejednemu dorosłemu. Już od najmłodszych lat pomagały rodzicom w gospodarstwie, a ich zadania były podzielone w zależności od płci. Powszechnie uważano, że dziewczęta powinny pomagać matce w prowadzeniu domu, a chłopcy ojcu w pracach polowych. Dzięki temu dzieci mogły przystosować się do ról, które w przyszłości będą pełnić w rodzinie. Dziewczęta uczyły się doić krowy, karmiły kury i kaczki, przynosiły drwa i wodę ze studni, uczestniczyły w przygotowaniu posiłku. Chłopcy kosili trawę, suszyli siano, rąbali drewno, mielili w żarnach (urządzenie do ręcznego mielenia zboża), uczyli się powozić i naprawiać maszyny rolnicze. Niezależnie od płci dzieci zbierały chrust, opiekowały się młodszym rodzeństwem, przynosiły owoce i grzyby z lasu, pasły bydło i świnie. Czasu na zabawę miały naprawdę niewiele! Dlatego urozmaicały sobie pracę najróżniejszymi rozrywkami. Do zabawy wykorzystywały znalezione na pastwisku lub w okolicy chaty liście, gałęzie, kije lub kamienie. Zasady gier wymyślały samodzielnie. Zależały one od płci dziecka. Nieco cichsze i spokojniejsze dziewczęta plotły wianki z kwiatów, nizały (nawlekały) korale jarzębiny na nitkę, wyplatały figurki zwierząt z traw, urządzały zabawę w dom, chętnie śpiewały. Chłopcy wspinali się po drzewach, bawili się w chowanego i w wojnę, jeździli konno na oklep lub strzelali do celu z naprędce przygotowanej procy. Wszystkie dzieci chętnie kąpały się latem w rzekach, recytowały wyliczanki, rymowanki, zgadywanki, naśladowały dorosłych, urządzając „wesela”, śpiewały i grały na drewnianych fujarkach.

„Stara klasa” w kolbuszowskim skansenie, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, fot. Wojciech Dulski, dzięki uprzejmości muzeum

Zimą dzieci ślizgały się po zamarzniętych stawach i rzekach, jeździły na sankach, lepiły bałwana, a gdy pogoda była naprawdę kiepska, przesiadywały na piecu (na tak zwanym zapiecku) i tam, w cieple, bawiły się znalezionymi guzikami, szklanymi kulkami, drobiazgami wykonanymi samodzielnie ze słomy. Rzadko miały zabawki. Tylko najbogatszych chłopów stać było na kupno dziecku lalki lub niewielkiego drewnianego konia na kółkach.

Gdy dziecko kończyło szósty rok życia, obejmował je obowiązek szkolny. Niestety, większość gospodarzy wychodziła z założenia, że nauka przysługuje wyłącznie bogatym i stanowi tylko stratę czasu. Ponadto byli przekonani, że bez wiedzy też można żyć dobrze i uczciwie. Dlatego dzieci posyłano do szkoły po namowach miejscowego księdza lub pod groźbą kary urzędowej, i to dopiero późną jesienią, po świętym Michale (23 września), bo wtedy kończył się wypas zwierząt. Na lekcjach uczniowie pozostawali do świętego Wojciecha (23 kwietnia), kiedy bydło wyganiano na nowo.

Choć szkoła zazwyczaj stała w centrum wsi, niektóre dzieci musiały pokonać do niej drogę liczącą kilka kilometrów. Wiosną szły boso, w cienkich koszulach i portkach (dziewczęta w spódnicach), zimą w prymitywnych butach oraz w bluzach i kożuchach, przerobionych z odzieży starszych. W przerzuconej przez ramię parcianej torbie nosiły tabliczkę, rysik, podniszczony elementarz oraz kilka jabłek lub śliwek na drugie śniadanie. Niekiedy pogoda była tak zła, że uczniowie w ogóle nie docierali do szkoły.

Liczba uczniów w klasie znacznie przekraczała dzisiejsze standardy. Zdarzało się, że przebywało tam jednocześnie kilkadziesiąt osób w różnym wieku i na innym etapie nauczania. Dlatego nauczyciele dzielili je na grupy. Gdy jedno dziecko cicho czytało, drugie powtarzało zadany materiał. Stąd w klasie panował hałas nie do opisania, który w istotny sposób ograniczał naukę.

Rozpoczynamy I klasę, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, fot. nieznany, dzięki uprzejmości muzeum

W szkole zazwyczaj pracował jeden nauczyciel. Początkowo był to lepiej wykształcony chłop lub organista, który uczył dzieci podstaw pisania i czytania. Z czasem ich miejsce zajął wykształcony pedagog, który swe umiejętności dostosowywał do warunków panujących w szkole ludowej. Przeważnie nauczał on, powtarzając materiał, niektóre wiadomości zapisując na tablicy wiszącej lub stojącej w centralnym miejscu klasy. Do nauki służyły małe książeczki, tak zwane groszówki, a także elementarz. Niewprawni uczniowie pisali rysikiem na krzemionkowych tabliczkach, a starsi – piórem w zeszytach. Leniwi karani byli przeniesieniem do oślej ławki. Nauczyciel zakładał im wówczas ośle uszy zrobione z kory brzozowej i nakazywał ponowne, kilkukrotne przepisanie poznanej treści. Kręcących się w ławkach i nieposłusznych karał biciem, używając do tego celu linijki lub cienkiej rózgi. Często kazał im klęczeć na grochu lub stać w kącie w różnych częściach klasy.

Na zakończenie roku szkolnego zdolnym uczniom, w obecności nauczyciela i rodziców, wręczano nagrody za pilność. Zazwyczaj dostawali książki o charakterze religijnym, moralnym i historycznym.

Na przerwach chłopcy bawili się w ciuciubabkę, dziewczęta wybierały grę w gumę lub w klasy. Dzieci wymyślały wyliczanki i słowne zagadki. Dzięki temu wspólnie spędzany czas mijał szybciej i znacznie weselej.

Bal karnawałowy, Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, fot. nieznany, dzięki uprzejmości muzeum

Po powrocie ze szkoły musiały wykonać obowiązkowe prace gospodarskie. Przemęczone i śpiące niechętnie siadały do nauki, miały kłopoty z koncentracją i nie potrafiły przyswoić zadanego materiału. W rezultacie efekty ich nauki były mierne i niezadowalające.

Mimo trudów w łączeniu prac domowych z obowiązkami szkolnymi, nierównego traktowania chłopców i dziewcząt (te ostatnie długo nie miały możliwości dalszego kształcenia), część uczniów szkół wiejskich kontynuowała naukę w gimnazjach, stając się później wybitnymi profesorami wyższych uczelni i politykami.

Izabela Wodzińska

 

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Na pierwszej linii frontu… pracy organicznej. Działalność Karola Marcinkowskiego

3 x K, czyli krzyż, kądziel i książka. O początkach Szkoły Domowej Pracy Kobiet

Portret uśmiechniętej siłaczki. Rozalia Brzezińska na obrazie Jacka Mierzejewskiego z Muzeum Śląskiego w Katowicach

Małe przestępstwa w różowych teczkach. Wanda Grabińska – pierwsza polska sędzia

Gdy Mikołaj był mały. Wczesna edukacja Mikołaja Kopernika
Ciemne sprawki krakowskich żaków

Pierwsze ludowe posłanki. Jadwiga Dziubińska i Irena Kosmowska w Sejmie Ustawodawczym

Światło, zieleń, bezpieczeństwo. Pierwsze wrocławskie tysiąclatki w zbiorach Muzeum Architektury we Wrocławiu