Dwa miesiące szaleństwa,

czyli karnawał, ostatki lub zapusty

Dziś najhuczniej bawimy się w sylwestra, ale dawniej był to jedynie przedsmak prawdziwego szaleństwa. W styczniu i lutym panowała karnawałowa gorączka.

 

„Czas przed Wielkim Postem […] zowie się zapustami, zapustem lub mięsopustem, inaczej karnawałem, od carne avaler, mięso połykać, albo carne levamen, z mięsa się oczyszczać, a najpodobniej od carne vale, mięso żegnaj. […] Zapusty są od wieków uprzywilejowaną porą wszelkiego rodzaju zabaw, widowisk, maszkar, uczt, wesołości i pustoty. Już u pogan rzymskich odprawiano w tym czasie bachanalie. Z nadejściem chrześcijaństwa Boże Narodzenie i Nowy Rok dały powody do wesołości religijnej, a łakomy żołądek ludzki, w przewidywaniu długiego postu, wymyślił tłuste uczty i huczne pohulanki na pożegnanie dni zapustnych” – wyjaśniał Zygmunt Gloger w pracy Rok polski w życiu, tradycji i pieśni (1900).

Nieznany malarz według Pietra Longhiego, Scena z karnawału weneckiego – Salon gry (Il Ridotto), między 1780 a 1815, Muzeum Narodowe w Krakowie, licencja PD, źródło: Zbiory Cyfrowe MNK

Karnawał rozpoczynał się zwyczajowo Nowym Rokiem lub świętem Trzech Króli (6 stycznia), a kończył Środą Popielcową, inaczej „wstępną środą”. W Polsce niekiedy nazywano zapustami cały ten okres, ale częściej jedynie jego końcówkę (inne określenia to ostatki lub „kuse dni”). Czas największej hulanki otwierał na tydzień przed Wielkim Postem tłusty czwartek.

Karol Miller, Karnawał w Rzymie na Corso, 1869, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: Cyfrowe MNW

W średniowiecznej Europie była to pora nieposkromionej zabawy, a nawet chwilowego zawieszenia panujących norm społecznych. Pamiętacie choćby dzwonnika z Notre Dame, którego paryski tłum wybrał na papieża – a w wersji animowanej króla – błaznów? W późniejszych epokach ton karnawałowym atrakcjom nadawały przede wszystkim Wenecja i Rzym. Place i ulice zalewały tam pochody mieszkańców w kostiumach i maskach, a w powietrzu wirowało confetti i rozbrzmiewała muzyka.

Kłoda popielcowa, początek XX wieku, Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie, źródło: katalog cyfrowy muzeum

Po polskich wsiach w dni zapustne wędrowali kolędnicy w strojach niedźwiedzi, turów, kóz, bocianów lub przebrani za cudaczną postać Zapusta. W karczmach strumieniami lał się alkohol, tańce trwały do białego rana, a na stół wystawiano najtłustsze potrawy. Czasem zabawom nadawano magiczne znaczenie, na przykład wysokie podskoki kobiet miały wywołać wiosną obfity plon. W niektórych regionach symbolicznym pożegnaniem z karnawałem było ścięcie słomianej kukły Mięsopusta.

Fotografia grupowa uczestników balu w siedzibie Syndykatu Polskich Hut Żelaznych w Katowicach, 1934, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Zapusty stanowiły też często okazję swatania par i wyprawiania hucznych wesel. Jeśli się to komuś nie udało, w Środę Popielcową bywał wytykany i musiał ciągnąć za sobą specjalną kłodę. Kojarzeniu małżeństw sprzyjały też kuligi szlacheckie i odwiedziny w sąsiedzkich majątkach. W dworach wyprawiano tańce i sute uczty, ale podczas biesiady w ostatni wtorek karnawału po północy jedzono już śledzie, jaja i mleko. Był to postny podkurek, czyli nocny posiłek podawany przed pianiem koguta.

Kazimierz Stabrowski, Paw – portret Zofii z Jakimowiczów Borucińskiej, 1908, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: Cyfrowe MNW

„Powolutku, ale systematycznie mieszczuch zaczął ton zabawom nadawać. «Nie wypadało» mu bawić się w karnawale na ulicy, wymyślił więc reduty, bale, maskarady” – pisał Julian Tuwim w magazynie „Pani” w 1925 roku. W XIX wieku na największych warszawskich redutach (czyli balach maskowych) bawiło się po kilkaset, a nawet ponad tysiąc osób. Młodzi uczestnicy zyskiwali okazję do spotkań, a panny mogły odpowiednio zadebiutować w towarzystwie.

Kazimierz Stabrowski, Portret Bronisława Bryknera w stroju fantastycznym, 1908, Muzeum Narodowe w Warszawie, licencja PD, źródło: Cyfrowe MNW

W kolejnym stuleciu osobne imprezy karnawałowe zaczęły organizować różne grupy zawodowe i stowarzyszenia. Magazyny kobiece prześcigały się w prezentowaniu coraz to nowszych wzorów kostiumów, a na styczniowych i lutowych okładkach królowały roztańczone pary lub wytworne damy. Jak pomysłowe stroje i dekoracje można było wyczarować z kolorowej bibuły i tektury, pokazują obrazy Kazimierza Stabrowskiego. Artysta sportretował bowiem kilkoro uczestników balu „Młodej Sztuki”, organizowanego przez studentów Szkoły Sztuk Pięknych.

Ilustracja przedstawiająca kostiumy karnawałowe, „Przegląd Mody”, I 1934, Biblioteka Narodowa, licencja PD, źródło: Polona

Tuwim kończył swój artykuł, narzekając nieco na „chaos, wrzask, ścisk, zdzierstwo, jazz-band” na współczesnych mu balach. Jednocześnie sam pokpiwał z takiego rytualnego „pomostowania na współczesność”, powtarzanego przez każde pokolenie, które wspomina dawne czasy. W końcu zawsze można się było pocieszyć, że „będzie jeszcze gorzej. I za lat 50 […] z czułością zaczną wspominać potomni, jak pięknie i wytwornie bawiła się Warszawa w roku 1925. Sodomą bowiem i Gomorą będzie karnawał warszawski w roku 1975, ale i ta Sodoma wyda się niewinną grą w przepióreczkę wobec szaleństwo roku 2025”. Zobaczymy!

Karolina Dzimira-Zarzycka


Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Kotylion w karneciku. Warszawskie bale na przełomie XIX i XX wieku

Kaktusy, ruchomy parkiet i śmietanka towarzyska. Słynny międzywojenny warszawski lokal rozrywkowy Adria

Cekiny na tanecznym parkiecie. Międzywojenna suknia do tańca z Muzeum Warszawy

Radosne towarzystwo."Uczta" Inger Borchsenius ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni

Śledź u medyków. Bale karnawałowe w przedwojennej Warszawie