Tak pulchne, tak lekkie!

Dlaczego w tłusty czwartek jemy pączki?

„Jutro tłusty czwartek, jutro na każdego / czeka pudło pączków z cukierni Bliklego” – reklamowała się w latach trzydziestych znana warszawska firma. Inną strategię promocyjną przyjęła kawiarnia Ziemiańska: „Dziś w tłusty czwartek 1 pączek darmo dodajemy do każdych 10 pączków, do 20-tu dodajemy 2 pączki darmo, do 30-tu 3 itd.”

 

Dzień rozpoczynający ostatni tydzień karnawału skłaniał do zabawy. Nadchodził czas hucznego świętowania przed Wielkim Postem, czyli tak zwane zapusty lub ostatki. W programie były nie tylko łakocie, choć to właśnie one stały się znakiem rozpoznawczym tłustego czwartku. Pączki z konfiturami lub powidłami oraz kruche faworki (nazywane też chrustem lub chruścikami) jedzono przez cały karnawał, ale tego dnia przyrządzano ich zdecydowanie najwięcej. Mniej zamożni wyrabiali inne słodkie przekąski, takie jak racuchy albo pampuchy.

Cukiernia Blikle w Warszawie, fot. Grażyna Rutowska, 1978, licencja CC BY, Narodowe Archiwum Cyfrowe

W 1841 roku „Kurier Warszawski” przekonywał, że „bez pączków i faworków w tłusty czwartek Warszawa obejść się nie może. […] Pączki, które wczoraj wszędzie główną rolę grały, są pochodzenia niemieckiego (w Wiedniu robią je przewybornie)”, ale już „od niepamiętanych czasów” wypiekali je także warszawscy cukiernicy. Na pewno wyrabiano je już w poprzednim stuleciu. „Ciasta także francuskie, torty, pasztety, biszkopty i inne, pączki nawet wydoskonaliły się do stopnia najwyższego. Staroświeckim pączkiem, trafiwszy w oko, mógłby je podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku, znowu się rozciąga i pęcznieje, jak gąbka do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska” –zachwycał się u schyłku XVIII wieku Jędrzej Kitowicz w Opisie obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III.

Uliczna sprzedaż pączków w Warszawie, 1934, licencja CC BY, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Takie pulchne i lekkie pączki pokochali wszyscy. „Jak babki na Wielkanoc, strucle na Boże Narodzenie, tak pączki w tłusty czwartek w każdym domu w Warszawie muszą być na stole. Majętni biorą je od cukierników lub każą smażyć swoim kucharzom, wiele gospodyń znajduje przyjemność, gdy częstując przyjaciół pączkami, które same rozczyniały i smażyły, nawet ubodzy mieszkańcy stolicy, choć bez konfitur, starają się mieć w tłusty czwartek jaki taki pączek” – pisał „Kurier Warszawski” w lutym 1823 roku. Rok wcześniej w warszawskich cukierniach sprzedano aż 31 tysięcy pączków! Można je było kupić nie tylko w lokalach, ale też od handlarzy stojących na ulicach z koszykami pełnymi przysmaków.

Pączki tańcujące, rysunek satyryczny nawiązujący do wyprawionej w tłusty czwartek zabawy tanecznej, 1843, Biblioteka Narodowa, licencja PD, źródło: Polona

Nie bez powodu dzień ten nazwano jednak tłustym, a nie słodkim czwartkiem. Poza smażonymi łakociami jedzono także słone, tłuste, pożywne potrawy, folgując sobie przed nadchodzącym postem. W dworkach szlacheckich wyprawiano biesiady i urządzano kuligi. W chłopskich chatach na stole pojawiała się słonina, kasza ze skwarkami, a czasem i mięso. Był to jeden z niewielu dni w roku, obok najważniejszych świąt, kiedy mieszkańcy wsi mogli sobie na to pozwolić.

Afisz reklamujący wielką zabawę taneczną „Tłusty Czwartek” w Lublinie, 1922, Biblioteka Narodowa, licencja PD, źródło: Polona

Zamożni mieszkańcy miast bawili się na balach karnawałowych, a ci ubożsi – na ulicach i w rynku. Szczególne zwyczaje wprowadziły krakowskie przekupki. „Tłusty czwartek w Krakowie combrem nazywany powszechnie. Od świtu pospólstwo przy odgłosie hucznej muzyki, wśród pląsów i tanów, tudzież obficie wychylanych kieliszków, gromadami chodzi po ulicach” – pisał Łukasz Gołębiowski w pierwszym polskim dziele etnograficznym Gry i zabawy różnych stanów w kraju całym, lub niektórych tylko prowincjach (1831).

Zespół ludowy z Górnego Śląska podczas zabawy karnawałowej „Babski comber” w Katowicach, około 1935–1939, licencja CC BY, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dzień ten określano także „babskim combrem”, bo to właśnie kobiety przodowały w tych obchodach. Przechodniów, szczególnie mężczyzn, łapały i wciągały do zabawy, chyba że wykupili się drobnym datkiem lub alkoholem. „Biedaków lub tych, do których większa była poufałość, chwytano, czochrano za włosy, przy powszechnej wrzawie: comber, comber!” – zanotował Gołębiowski. W niektórych regionach Polski „combrem” nazywano ogólnie karnawałowe zabawy kobiet. Pochodzenie tej nazwy pozostało niejasne. Jedna z teorii mówiła, że było to nawiązanie do dawnego burmistrza krakowskiego o nazwisku Comber, który okrył się złą sławą. Jego śmierć, akurat w tłusty czwartek, miała skłonić mieszkańców do świętowania.

Karolina Dzimira-Zarzycka

 

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Śledź u medyków. Bale karnawałowe w przedwojennej Warszawie

Radosne towarzystwo."Uczta" Inger Borchsenius ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni

Sekret toruńskich pierników. słynnych smakołykach z „piernikowego miasta”

Napoje bogów. Początki popularności kawy i czekolady w Europie i w Polsce

Kotylion w karneciku. Warszawskie bale na przełomie XIX i XX wieku

Słodkie śledzie, pół czarnej i literacka "górka". Warszawska kawiarnia Mała Ziemiańska