Wierzba mazowiecka czy olenderska?

Drzewo – symbol w krajobrazie kulturowym

Dziuplaste, świecące próchnem, rosnące na mokradłach wierzby od zawsze pobudzały ludzką wyobraźnię. Lokowano w nich diabły i skarby. Były bramą do tamtego świata. Ale też od niepamiętnych czasów wierzbę uznawano za roślinę wiecznie miłującą życie i za jeden z ważniejszych atrybutów wiosny. Wierzba kojarzy się także z inspirowaną ludową nutą muzyką Fryderyka Chopina. To symbol romantycznej natury Polaków, krajobrazu zarówno polskiego, jak i pozostawionego przez olendrów.

 

W polskiej kulturze ludowej wierzbę uważa się za drzewo, które jako pierwsze budzi się do życia po zimowym uśpieniu. A swoją pobudkę oznajmia, wypuszczając bazie, powszechnie zwane też kotkami. Gałązki te są podstawowym składnikiem palmy wielkanocnej wykorzystywanej z kolei w wielu obrzędach i praktykach magicznych. Zdaje się, że użyteczne w życiu codziennym właściwości wierzby zauważyli i upowszechnili olendrzy.

Istotnym elementem poolenderskiego krajobrazu kulturowego są równe nasadzenia wierzb, stanowiące granice między polami uprawnymi, Troszyn Polski, Muzeum Mazowieckie w Płocku, fot. Grzegorz Piaskowski, dzięki uprzejmości autorki

To wodolubne drzewo znalazło bardzo ważne miejsce w olenderskim systemie gospodarowania na trudnych terenach podmokłych i zalewowych. Wierzby absorbowały duże ilości wody, osuszając tym samym ziemię. Dostarczały materiału na opał i budulca do wyplatania płotów. Olendrzy sadzili je w równych rzędach na miedzach, między polami, łąkami, a także wzdłuż dróg. Regularnie je ogławiali, czyli ścinali siekierką kilkuletnie pędy – trzyletnie na chrust, cztero-, pięcioletnie na kołki.

Płoty koszowe, zwane łozinowymi czy kiełbasianymi, wyplatane z gałęzi wierzbowych, służyły między innymi do zatrzymywania na polach żyznej mady pochodzącej z regularnych wylewów Wisły. Były grodzone na granicach pól, wokół domostw i pastwisk. Łozinowy płot w okolicach Dobrzykowa, Muzeum Mazowieckie w Płocku, fot. Grzegorz Piaskowski, dzięki uprzejmości autorki

Z pozyskanego w ten sposób materiału wyplatali łozinowe płoty, zwane też koszowymi i kiełbasianymi. Potrzebne były sprawne ręce i śloga – duży drewniany młot służący do wbijania pali, kołków, pomiędzy którymi naprzemiennie przeplatano wierzbowe gałęzie. Ostatnią warstwę stanowiła poplota z grubszych pędów zaplecionych na kształt warkocza. Poplota czyniła płot sztywniejszym, stabilniejszym. Rozgradzano tymi płotami pola, grodzono pastwiska i obejścia, a także wzmacniano brzegi terp, czyli sztucznie usypanych wzniesień, na których budowano swoje domy. Kiedy płot został dobrze wykonany, mógł przetrwać 15 czy nawet 20 lat. Ważne było, by w odpowiednim czasie pozyskać na niego materiał.

Przechodzenie przez wyplecione, łozinowe płoty ułatwiały budowane co jakiś czas specjalne schodki, zwane przechodami, Muzeum Mazowieckie w Płocku, dzięki uprzejmości autorki

Olendrzy posługiwali się kalendarzem rolniczym, nie tylko uprawiając ziemię, ale także pozyskując drewno do budowy domów czy płotów. Stare, wysłużone płoty wykorzystywano na opał. Nowe, wmontowane często między drzewami (wierzbami, ale i topolami), miały również za zadanie, w czasie regularnych wylewów Wisły, spowalniać ruch wody i zatrzymywać na polach użyźniający je muł rzeczny, tak zwaną madę. Sztuczne nasadzenia wierzb wzmacniały też brzegi rzeki, stawów, kanałów czy rowów melioracyjnych i chroniły przed napływającą wiosną krą, niesioną przez Wisłę.

Śloga - drewniany młot służący do wbijania kołków, fot. Magdalena Lica-Kaczan, dzięki uprzejmości autorki

Najstarsi mieszkańcy terenów dawnego osadnictwa olenderskiego, mający jeszcze bezpośredni kontakt z kulturą olendrów, mówią, że sadzić i ogławiać wierzby, a także grodzić płoty uczyli się od Niemców, holenderskich Niemców czy olendrów. Cliver nauczył Szymczaka, Cilke Jasińskiego, a Schreider braci Kordalewskich. Inni rozmówcy podają, że „tu na łolendrach każdy umiał grodzić, i Polacy i Niemcy i każdy sadził te wierzby, bo było później czym palić w piecu”.

Poplota – ostatnia warstwa, wykończenie łozinowego płotu, fot. Magdalena Lica-Kaczan, dzięki uprzejmości autorki

Praktyka sadzenia wierzb, ich ogławiania i grodzenia płotów utrzymywała się jeszcze przez wiele lat po wojnie. A wśród lokalnych nazw gatunków, które sadzono, wymienia się wierzbę płotówkę (ta najbardziej nadawała się, jak sama nazwa wskazuje, na płoty), szklaną, żółtą czy po prostu wierzbę z łubem (z łbem, głową) w odróżnieniu od wierzby płaczącej. W Polsce wyróżnia się 28 gatunków tego drzewa, a do najczęściej spotykanych zalicza się wierzbę białą, kruchą i wiciową, odpowiadające tym lokalnym nazwom.

Dziuplaste, wypróchniałe wierzby według wierzeń ludowych były bramą do tamtego świata, fot. Magdalena Lica-Kaczan, dzięki uprzejmości autorki

Dzisiaj wierzby znikają z krajobrazu, niepotrzebne już by osuszać, naturalnie regulować stosunki wodne. Mniej wydajną czynią też podobno ziemię, a ich rozbudowany system korzeniowy uszkadza współcześnie wykonywany drenaż. Łozinowe płoty, okalające niegdyś pastwiska, są zastępowane pastuchami. Kiedy zapytamy jednak, co tu na łolendrach pozostało po olendrach, niemalże zawsze obok langhoffów, kęp, terp, trytf usłyszymy o wierzbach nasadzonych w równych rzędach. I trudno sobie może wyobrazić, że najbardziej polskie z polskich drzew, mazowiecka wierzba, wcale nie jest takie polskie albo okazuje się bardziej olenderskie niż polskie. Drzewo Chopina czy olendrów? Drzewo sprowadzone czy tylko upowszechnione przez obcoetnicznych osadników? Niezależnie od tego, jak odpowiemy na te pytania, z całą pewnością wierzba stanowi już nieodłączny element krajobrazu kulturowego ukształtowanego przez olendrów.

Magdalena Lica-Kaczan

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Cały dobytek w drewnianym kufrze. Żuławskie skrzynie posagowe w zbiorach Muzeum Narodowego w Gdańsku

Biała Dama, czyli duch z obrazu. Portret Teofili z Działyńskich w Zamku w Kórniku

"Psycholog pejzażu". "Stare jabłonie" Ferdynanda Ruszczyca z Muzeum Narodowego w Warszawie