Od żółwi do jedwabnych pończoch

Czarny rynek w okupowanej Warszawie

Podczas II wojny światowej Warszawa stała się europejską stolicą czarnego rynku. Na bazarach można było kupić dosłownie wszystko. Handlowali Polacy, Żydzi, Niemcy. Jedni sprzedawali całe wagony towaru, inni zaledwie kilka kilogramów kiełbasy. Dziś chyba każdy zna słowa słynnej okupacyjnej piosenki, która z humorem opisuje ówczesną codzienność: „Teraz jest wojna, Kto handluje ten żyje, Jak sprzedam rąbankę, słoninę, kaszankę, To bimbru się też napiję”.

 

Ciężki czas okupacji niemieckiej zmusił ogromną liczbę ludzi do zajęcia się nielegalnym handlem. Jednak nikt nie mógł przypuszczać, że rozwinie się on w Generalnym Gubernatorstwie na taką skalę, jak w żadnym innym z okupowanych krajów. Wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze, wprowadzone przez Niemców przydziały kartkowe na jedzenie i inne towary nie wystarczały do zaspokojenia podstawowych potrzeb. Po drugie, Warszawa była najważniejszym punktem tranzytowym pomiędzy Zachodem a okupowanymi przez Niemców terenami Związku Radzieckiego. Przez stolicę codziennie przejeżdżały pociągi z zaopatrzeniem i zrabowanymi dobrami. Część tych towarów dostawała się na warszawski czarny rynek.

Bazar Kercelak, Warszawa, 1944, stragan z rowerami i częściami zamiennymi, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Żywność trafiała do Warszawy z okolicznych miejscowości. Handlowali wszyscy: robotnicy, inteligencja, kobiety i mężczyźni. Pisze o tym kronikarz okupacyjnej rzeczywistości, Adam Chętnik: „Z powodu widma głodu poglądy i zwyczaje na wiele rzeczy się zmieniły. Panowie w teczkach skórzanych szmuglowali ze wsi produkty, eleganckie panie dźwigały na plecach worki z kartoflami lub opałem”. Poszczególne podwarszawskie miejscowości wyspecjalizowały się w konkretnych towarach: Karczew był nazywany „Prosiakowem”, ponieważ tam głównie kupowano mięso, Jabłonna słynęła z bimbru, a Rembertów – z tytoniu. Szmuglerom nie brakowało pomysłów na ukrycie przewożonej żywności. Wszywano przy kołnierzu płaszcza haki do przyczepienia mięsa czy przyszywano specjalne worki do podszewki ubrania. Masło przewożono w bańkach na mleko. Niektórzy ukrywali większe ilości produktów w trumnach, które Niemcy bali się kontrolować ze względu na choroby zakaźne.

Bazar Kercelak, Warszawa, 1944, kobiety handlujące ubraniami, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Ważnym źródłem towarów na czarnym rynku byli sami Niemcy. Żołnierze sprzedawali głównie towary luksusowe przywiezione z Zachodu, takie jak koniaki, wina, papierosy, francuskie perfumy, jedwabne pończochy, tkaniny, kosmetyki. Chętnych na zakup drogich rzeczy nie brakowało. Byli to przede wszystkim wojenni dorobkiewicze, ich partnerki, prostytutki, również wiele przywykłych jeszcze przed wojną do elegancji kobiet, dla których modny ubiór ciągle stanowił priorytet. Dlatego niezwykle chodliwym towarem na czarnym rynku stał się jedwab, który pochodził z bardzo różnych źródeł. Za duże kwoty sprzedawano kupony tkanin jeszcze z zasobów przedwojennych czy te przywiezione przez żołnierzy Wehrmachtu z okupowanej Francji. Niezwykle cenną zdobyczą były niemieckie spadochrony, z których wytwarzano białe bluzeczki i suknie ślubne. Monika Żeromska wspomina, jak uszyła sobie szlafrok z materiału przeznaczonego na podszewki kombinezonów Luftwaffe. Niemcy wyprzedawali również inne rzeczy z magazynów wojskowych: racje żywnościowe, broń, benzynę, części umundurowania. Spekulanci z dużym kapitałem zajmowali się handlem na o wiele większą skalę, kupując od niemieckich konwojentów całe wagony z zaopatrzeniem dla wojska. Kuriozalnym przykładem takiego handlu może być przypadek z 1943 roku, kiedy zakupiono parę wagonów towaru jadącego z południa Europy do Rzeszy. Okazało się, że w środku były żółwie, które później sprzedawano w całej Warszawie.

Rozporządzenie w sprawie zwalczania zawyżania cen, 1940, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Bardzo wysokie czarnorynkowe ceny zwiększały się z każdym rokiem wojny. Przykładowo za skórzane półbuty trzeba było zapłacić nawet 2 tysiące złotych, kiedy minimalna płaca pracownika umysłowego wynosiła 140 złotych miesięcznie. Najdroższe towary rozprowadzano w getcie, gdzie racje żywnościowe zostały ustalone na poziomie oznaczającym śmierć głodową. Dostarczenie jedzenia na żydowską stronę, od reszty miasta oddzieloną murem i pilnie strzeżoną, było trudne i ryzykowne, a pomaganie Żydom karano śmiercią.

Handel ubraniami w getcie warszawskim, 1939 - 1940, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Na czarny rynek w okupowanej Warszawie można patrzeć z różnych perspektyw. Z jednej strony należy potępić wojennych dorobkiewiczów, którzy na spekulacjach i nielegalnym handlu dorobili się ogromnych majątków, nieraz dzięki współpracy z okupantem. Z drugiej strony gdyby nie czarny rynek, warszawiacy głodowaliby, mając dostęp jedynie do przydziałów kartkowych. Nie można zapominać, że czarnorynkowy handel był niebezpiecznym zajęciem. W najlepszym razie ryzykowało się utratę całego towaru, a w najgorszym nawet życia.

Joanna Mruk

 

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook

Most nadziei. Przeprawa przez Wisłę w powojennej Warszawie w obiektywie Zofii Chomętowskiej, w zbiorach Muzeum Warszawy

"Tam są moje dzieci". Wybór Stefanii Wilczyńskiej

"Ziemniaki na pierwsze… na drugie… na trzecie". Kuchnia w czasie okupacji hitlerowskiej

Godzina W według Lao Che
Zagłada świątyni. Wysadzenie w powietrze Wielkiej Synagogi w Warszawie
Irena Sendlerowa. Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata
Krzycząca cisza. Fotografie zburzonej Warszawy Leonarda Sempolińskiego w Muzeum Sztuki w Łodzi