Niczym rzeźby z betonu…

Wrocławski "Manhattan" w zbiorach Muzeum Architektury we Wrocławiu

„Sedesowce” czy „Manhattan” to tylko niektóre z określeń osiedla przy placu Grunwaldzkim we Wrocławiu projektu Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak. Zespół mieszkalnych wieżowców na stałe wpisał się w krajobraz miasta i uznaje się go za ikonę brutalistycznej architektury. Czy jednak naprawdę był tak „brutalny”?

 

Pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku zapotrzebowanie na mieszkania w Polsce rosło coraz szybciej i nierzadko przekraczało możliwości finansowe i technologiczne państwa. Przez to i twórczość architektów była ograniczana przez kolejne normatywy – rygorystyczne zasady dotyczące rozmiarów projektowanych obiektów czy używanych materiałów. W takich warunkach wrocławskiej architektce Jadwidze Grabowskiej-Hawrylak udało się stworzyć coś niepowtarzalnego. Pracowała nad osiedlem przy placu Grunwaldzkim, miejscu dość ekskluzywnym – bliskim Odry i bulwarów, nowoczesnych kampusów, a także historycznego Ostrowa Tumskiego oraz terenów wystawowych, z piękną i niepowtarzalną architekturą. Uznano, że również nowe osiedle powinno się taką odznaczać.

Zespół przy placu Grunwaldzkim „Manhattan”, 1978, Muzeum Architektury we Wrocławiu, fot. A. Ćwiertnia, prawa zastrzeżone

Architektka zaprojektowała sześć wieżowców w dość swobodnym układzie, niczym białe rzeźby z betonu, który z daleka miał sprawiać wrażenie marmuru. Na elewacji kontrastowałby z elementami rudej cegły, a także z zielenią, która wieżowce powoli porastałaby z wielkich donic ukrytych za zewnętrznymi osłonami balkonów. Grabowskiej-Hawrylak zależało, by przez kolorystykę i roślinność stworzyć coś w rodzaju „klimatu śródziemnomorskiego na wysokościach”.

Jako zielone zaprojektowano także dachy wieżowców, na których miały powstać świetlice, jak i pawilonów ustawionych między nimi, które zapewniały różnorodne usługi. Ów układ wysokościowców kontrastujących z przyziemnymi pasażami był znany, lubiany i używany w modernizmie, od południowoamerykańskiej Brasílii po warszawską Ścianę Wschodnią.

Cały trakt pieszy podniesiono w postaci tarasu ponad poziom ulicy, co nadało monumentalnej oprawy zachodniej stronie tak zwanej osi grunwaldzkiej, która nawet w czasach niemieckich nie była zbyt reprezentacyjna. Pod nim umieszczono parkingi, garaże i wejścia zaopatrzeniowe do sklepów. Pawilony powtarzały architektoniczne podziały elewacji wieżowców, przez co cały zespół wydawał się zintegrowaną strukturą, niemalże osobnym organizmem.

Elewacja jednego z wieżowców, 1987, Muzeum Architektury we Wrocławiu, fot. Stanisław Klimek, prawa zastrzeżone

Tak ambitny projekt w ekonomicznych realiach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej okazał się niemal szalony. Biały beton wyszedł szary, nie udało się zazielenić ani dachów, ani balkonów, na których nie zmieściły się donice. Grabowska-Hawrylak jednak nie odpuszczała i wielokrotnie jeździła do władz w Warszawie, aby wywalczyć chociażby zgodę na wysokość budynków. Ostatecznie za projektem wstawił się nawet sam I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edward Gierek.

Do dzisiaj nie do końca została wyjaśniona kwestia tak charakterystycznych dla „Manhattanu” owalnych form na elewacji, nadających budynkom rzeźbiarskiego charakteru dzięki silnym, światłocieniowym efektom. Nie pojawiają się one na wcześniejszych makietach. Pomysł na zaokrąglone skorupy z betonu mógł być „olśnieniem” architektki, zmęczonej wszechobecnymi prostokątnymi prefabrykatami. Inna anegdota mówi, iż idea wzięła się z wcześniejszych rysunków elewacji, na których asystent sprawdzał cyrklem kąty wysunięcia balkonów, upewniając się, czy zostanie zagwarantowana prywatność lokatorów. W efekcie projekt pokrył się wieloma okręgami, na co Grabowska-Hawrylak, po ujrzeniu ich, powiedziała: „tak zrobimy”.

Jeden z wcześniejszych modeli osiedla, Muzeum Architektury we Wrocławiu, prawa zastrzeżone

Osiedle przy placu Grunwaldzkim przebiło wszystkie inne wrocławskie pomysły przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych skalą i oryginalną elewacją, za co wrocławianie ochrzcili je mianem „Manhattanu”. Projekt wzbudzał skrajne opinie. W środowisku architektonicznym przeważyły jednak te pozytywne, a Grabowskiej-Hawrylak, jako pierwszej kobiecie, przyznano Honorową Nagrodę Stowarzyszenia Architektów Polskich. Z biegiem czasu beton wieżowców jednak pociemniał, pawilony pokryły się brudem i przy braku zieleni architektura zespołu zaczęła kojarzyć się dość brutalistycznie i co najmniej ponuro. Również i mieszkania, w porównaniu ze współczesnymi standardami, wydawały się nieznośnie ciasne.

„Manhattan” dla tożsamości Wrocławia odzyskała jednak pracownia VROA, która odremontowała wieżowce. Konsultując się z Jadwigą Grabowską-Hawrylak, nadała im upragnioną przez architektkę białą barwę. I chociaż zieleni nadal brak, to przynajmniej efekt białego marmuru nawiązuje do marzenia o „klimacie śródziemnomorskim na wysokościach”.

Adam Pacholak

Powrót ZOBACZ NA OSI CZASU
drukuj wyślij facebook
"Sceneria jak z XXI wieku".  Modernistyczny Zakład Elektronicznej Techniki Obliczeniowej we Wrocławiu (ZETO) w zbiorach Muzeum Architektury we Wrocławiu

Lśniąc nowoczesnością. Projekt pawilonu Centro-Cementu Bohdana Lacherta w zbiorach Muzeum Architektury we Wrocławiu

Światło, zieleń, bezpieczeństwo. Pierwsze wrocławskie tysiąclatki w zbiorach Muzeum Architektury we Wrocławiu

„Doboru barw pilnuje specjalnie architektka Dobrzyńska”. Jadwiga Dobrzyńska w duecie ze Zygmuntem Łobodą