Pod urokiem starych przedmiotów

Śladami falownicy do włosów

W Muzeum Lubelskim można zwiedzić ekspozycję etnograficzną. Większość zbiorów stanowią ludowe ubrania, naczynia i sprzęty pochodzące z różnych wsi na Lubelszczyźnie. Jest tam również przedmiot, którego przeznaczenia trudno się domyślić. Dopiero przeczytanie opisu upewnia nas, że na początku XX wieku falownica służyła do układania kobiecych fryzur.

 

Pewnego pięknego, jesiennego dnia babcia zaprosiła mnie - jak w każdą niedzielę - do siebie do domu. Pogoda była taka cudowna, że postanowiłam się do niej przespacerować. Chodniki wysłane były złoto-czerwonymi dywanami z liści. Na twarzy czułam lekki powiew cieplutkiego wiatru. Było mi tak przyjemnie! Gdy już doszłam na miejsce, otworzyłam starą, zardzewiałą furtkę i weszłam do ogrodu. Nagle usłyszałam głos babci:

- Wejdź, córciu, wejdź!

Szybko podbiegłam do drzwi. Stała w nich najważniejsza osoba w moim życiu. Miała lekko pomarszczoną twarz i siwe, niemalże białe włosy. Ubrana była w długą sukienkę w różowe kwiaty. Wyglądała niebiańsko!

- Cześć, babciu! – powiedziałam, przytulając ją jak najczulej.

- Wnusiu, jak ja się za tobą stęskniłam, a nie widziałam cię zaledwie tydzień.

Falownica, początek XX w., Muzuem Lubelskie w Lublinie

Dom babci nie jest duży. Po prawej stronie od wejścia znajduje się salon z kanapą i dwoma fotelami obitymi skórą. Na podłodze leży dywan w kolorowe wzory. Po lewej zaś jest kuchnia. Zawsze pachnie z niej różnymi wypiekami, ponieważ babcia co dwa tygodnie piecze ciasto. Stało się to już tradycją. Na pierwszym piętrze znajduje się łazienka i trzy sypialnie. Tym razem babcia przygotowała dla mnie szarlotkę. Usiadłyśmy w mięciutkich fotelach i zaczęłyśmy rozmawiać, popijając zieloną herbatę i zajadając się ciastem. Opowiedziałam jej o ocenach, o kolegach i jak czują się rodzice.

W pewnej chwili babcia zwróciła się do mnie:

- Z okazji przypadającego dziś święta niepodległości mam dla ciebie pewną zabawę, która przeniesie cię w czasie do dni, gdy byłam młoda i kiedy żyła jeszcze moja mama i babcia.

Babunia wstała i żwawym krokiem poszła do piwnicy. Przyniosła z niej wiklinowy kosz z różnymi rzeczami.

- Co tu masz? – zapytałam z ciekawością.

- Przyniosłam kilka bardzo starych przedmiotów i chciałabym, żebyś po kolei losowała je z koszyka i zgadywała, do czego mogły kiedyś służyć.

 

Pierwszą rzeczą, jaką wyjęłam z koszyka, był metalowy… Właściwie to nie miałam pojęcia, co to do końca było.

- To jest naparstek – wyjaśniła babcia. – Używała go moja mama, czyli twoja prababcia, gdy na przykład przyszywała mojemu tacie guziki albo łatała dziury w moich ubrankach, jak byłam jeszcze dzieckiem. Szycie to była jej odwieczna pasja. Nigdy nie rozstawała się z igłami i nićmi, a ten naparstek zawsze nosiła w torebce. Dostała go od mojego taty na trzydzieste urodziny. Jest zrobiony ze srebra, a w środku ma wygrawerowany napis „Kocham Cię”. Wierzyła, że przynosi jej szczęście.

- Ale super! – krzyknęłam z wrażenia.

- Losuj dalej.

 

Tym razem wyjęłam z koszyka kolorowe pudełeczko, ręcznie malowane w pastelowe kwiatuszki. Zajrzałam do środka.

- To wygląda jak wałki na włosy, ale wałki są plastikowe, nie z metalu.

- Masz rację, ale te wałki są bardzo stare, należały do mojej babci. Układała sobie nimi włosy przed każdym wyjściem z domu. Miała obsesję na punkcie włosów, ich pielęgnacji i wyglądu. Fascynowało mnie przyglądanie się, jak się czesze i przygotowuje do wyjścia. Wyciągaj następne.

- To nóż! Czy kroiłaś nim chleb? Jest bardzo ciężki.

- Nie, nie. To nóż mojego taty. W dawnych czasach takimi nożami otwierało się listy. Ten wykonany jest z kości słoniowej, bardzo drogiego materiału.

Następne przedmioty były bardzo ciężkie, drewniane, w kształcie butów. Byłam bardzo zdziwiona, bo nie dało się włożyć w nie nóg…

- Teraz trzymasz w rękach stare prawidła do butów. Służyły do wypełniania butów, aby z biegiem czasu nie zniekształcały się. Mój dziadek bardzo je lubił i długo ich używał. Jest tam coś jeszcze?

 

Na samym dnie koszyka leżała najdziwniejsza rzecz, jaką w życiu widziałam. Było to coś w rodzaju szczypiec z pofałdowanymi końcami, wykonanych z solidnego metalu.

- Babciu, w życiu nie domyślę się, co to może być.

Babunia spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

- Falownica. Najważniejsza. Moja ukochana. Dzięki niej tu jesteśmy. Wiąże się z nią bowiem niesamowita historia. Posłuchaj. Jest ona odpowiednikiem dzisiejszej lokówki. Aby pofalować sobie nią włosy, nagrzewało się ją do odpowiedniej temperatury, w te szczypce wkładało się kosmyki włosów i zaciskało. Tak powstawały fale. Moja babcia uwielbiała bale i różnego rodzaju zabawy. Na każdy z nich modnie falowała i upinała włosy, bo - jak już mówiłam - była to jej pasja. Na jednym z bali poznała swojego męża, a mojego dziadka. Tak spodobały mu się jej włosy, że zakochał się od pierwszego wejrzenia. Dopiero gdy dziadek umierał, opowiedziała mu o sekretnej falownicy. Przed śmiercią moja kochana babusia oddała ten magiczny przyrząd mojej mamie, której historia miłosna wyglądała identycznie. Następnie wpadła w moje ręce i też podobnie poznałam twojego dziadka. Powinnam położyć ją w widocznym miejscu, aby zawsze o niej pamiętać. Ty, kochana, lepiej wracaj już do domu, bo robi się ciemno. Mam nadzieję, że podobały ci się moje opowieści sprzed lat.

Byłam tak zdumiona, że przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.

- Dziękuję, babciu! To była najlepsza lekcja historii w moim. – Wyściskałam i ucałowałam ją w policzek.

 

Kiedy wracałam do domu, wiejący wiatr był już trochę chłodniejszy. Mgła otaczała całe miasto. Jedyne światło dawały latarnie i światła przejeżdżających samochodów. Po drodze nie mogłam przestać myśleć o falownicy i zastanawiałam się, czy - gdyby jej nie było - pojawiłabym się na tym świecie.

 

Oliwia Wasąg

Szkoła Podstawowa im. Bolesława Chrobrego w Lublinie

Powrót
drukuj wyślij facebook